"Wypełnić pustkę"

O filmie izraelskiej reżyserki Ramy Bursthein słyszałam jakiś czas temu przy okazji któregoś z filmowych festiwali, nawet nie pamiętałam którego. Teraz sprawdziłam, na pewno chodziło o Wenecję, gdzie "Wypełnić pustkę" startowało w konkursie głównym, a aktorka Hadas Yaron, grająca główną bohaterkę Shirę, została za tę rolę nagrodzona. W każdym razie już wtedy wiedziałam, że film bardzo chciałabym zobaczyć. Potem, późną jesienią, pojawił się w ramach jakiegoś przeglądu, ale grany był tylko raz, a ja miałam już inne plany, więc z żalem musiałam zrezygnować. I wreszcie jest! Wracam z wakacyjnej podróży a tu w moim ulubionym kinie grają film, o którym zdążyłam już zapomnieć. Czym prędzej biegnę obejrzeć, nie zważając na to, że "Frances Ha" ma wyższe oceny, że grają też ciekawy film niemiecki, a jeszcze w innym kinie idzie "18 posiłków przy stole", hiszpański film, którego nie zdążyłam już zobaczyć przed podróżą. Biegnę i ... wychodzę zachwycona. A teraz staram się moim zachwytem podzielić. Ale do rzeczy. "Wypełnić pustkę" to historia rozgrywająca się w środowisku chasydów w jednym z izraelskich miast, które trudno zidentyfikować, jako że akcja przede wszystkim toczy się we wnętrzach. Dużo tu zbliżeń twarzy bohaterów, półmroku, cienia. A są to zabiegi moim zdaniem celowe, ponieważ film opowiada o uczuciach, emocjach, dokonywaniu trudnych wyborów życiowych. O tym wszystkim nie mówi się wprost, motywacji bohaterów raczej musimy się domyślać, często pozostają zagadką. Historia rodzinna trochę jak z Czechowa (dystrybutor twierdzi, że jak z Jane Austen). Najważniejszymi bohaterkami są tu kobiety, a przede wszystkim osiemnastoletnia Shira, która bardzo chce wyjść za mąż. Żeby dobrze zrozumieć ten film, warto poczytać trochę na temat chasydyzmu, szczególnie tego współczesnego. Wkroczenie z kamerą w świat chasydzkiej zamożnej rodziny to jedna z zalet filmu, powiedzmy poznawcza, taka wyprawa w nieznane. Druga zaleta jest uniwersalna. To po prostu ciekawa historia, skomplikowane rodzinne relacje, pragnienia , emocje i uczucia. jak już wspominałam, nie wszystkie nazywane wprost, nie wszystkie proste i oczywiste. To rodzaj skomplikowanej, psychologicznej zagadki. Co kieruje Shirą? Czy sama wie, czego chce? Czego pragnie ona, dorastająca kobieta, a co narzuca jej życie w środowisku, w jakim się urodziła i dorastała? Co jest winna rodzinie? Subtelny, wzruszający i zwyczajnie ciekawy film. Radzę wybrać się do kina, a kto już był, może czytać dalej.

Zaciekawiło mnie, kim jest reżyserka filmu, Rama Burshtein. Ze zdjęcia na jednym z portali filmowych spogląda poważna, dojrzała, powiedziałabym nawet dostojna kobieta w charakterystycznym nakryciu głowy zamężnych chasydek. Takie same zawoje zdobią głowy bohaterek jej filmu. Na portalu jednak biografii brak, musiałam chwilę poszperać, aby się czegoś dowiedzieć. Wiele nie znalazłam. Urodzona w roku 1967 w Nowym Jorku reżyserka filmowa. Od 1994 roku mieszka w Izraelu i można powiedzieć, że nawróciła się na chasydyzm (pewnie popełniam jakiś nazewniczy błąd). Mogłaby być jedną z bohaterek książki Anki Grupińskiej "Najtrudniej jest spotkać Lilit", którą polecam wszystkim zainteresowanym tematem, ponieważ jest znakomitym podkładem do filmu izraelskiej reżyserki albo komentarzem do niego. Bo tak naprawdę dopiero wiedząc coś na temat życia chasydów, a szczególnie kobiet z tych środowisk, jesteśmy w stanie spróbować zrozumieć Shirę i jej siostry. Wszystkie one, ale także ich matka i kaleka ciotka, mogłyby przemówić do czytelnika z kart książki Grupińskiej (oczywiście, gdyby były postaciami realnymi, a nie tylko filmowymi fantazmatami, bo "Najtrudniej jest spotkać Lilit" to literatura non fiction).

W pierwszej scenie filmu widzimy Shirę i jej matkę, kiedy w supermarkecie próbują odnaleźć i przyjrzeć się kandydatowi na męża tej pierwszej. Dziewczyna ma już osiemnaście lat i gotowa jest do zamążpójścia. To jej marzenie. Dlaczego? Przecież ma dopiero osiemnaście lat! To nasz punkt widzenia. Powinnością chasydki jest wyjść za mąż i urodzić jak najwięcej dzieci. Do tego są przygotowywane, tak wychowywane. To dlatego jej starsza siostra, Frieda, jest nieszczęśliwa, bo mimo starań rodziny nie udało się jej dotąd wyswatać. To dlatego przy okazji licznych zaręczyn czy ślubów jej krewnych czy przyjaciółek, w których uczestniczy, musi godnie znosić upokarzające ją życzenia obyś ty była następna (cytat z pamięci). To dlatego gotowa jest na wszystko, aby wyjść za mąż (prawdopodobnie kłamie, kiedy mówi, że zmarła siostra życzyła sobie, aby w razie czego to ona została drugą żoną Yochay'a). To dlatego każda z młodych dziewczyn wręcz eksploduje radością, kiedy chwali się pomyślnie zakończonymi swatami. To dlatego wreszcie ciotka Hanna, która nigdy nie wyszła za mąż (prawdopodobnie z powodu swojego kalectwa), nosi nakrycie głowy, aby uniknąć pytań (tak jej poradził rabin). I nic nie zmieni udawanie, że przecież wartość kobiety nie zależy od tego, czy spełnia się jako żona i matka. Tak próbuje pogodzić się ze swoim panieństwem Frieda. A ciotka Hanna? Z jednej strony niespełniona, z drugiej mężnie przyjmuje swój los. W końcu to ona odrzuciła jedynego kandydata, który gotów był się z nią ożenić. Jak mówi nie lubiłam go (cytat z pamięci). Może zgorzknienie, niespełnienie, ale też zaakceptowanie statusu kobiety niezamężnej powodują, że wdaje się w rodzinne intrygi?

Drogą do małżeństwa są swaty. Owszem, swatani muszą ostatecznie zaakceptować kandydata, jednak nie ma mowy o małżeństwie niezaaranżowanym. Kilka spotkań w domu rodziców albo w mieście, ale zawsze w choćby dyskretnej obecności kogoś trzeciego, i już. Jakie są tego konsekwencje pokazują ostatnie, przejmujące, sceny filmu. Ekran prawie zupełnie wypełnia Shira w białej sukni ślubnej, tak wielkiej, że dosłownie w niej tonie. Przez kilka minut obserwujemy jej twarz, kiedy kołysze się w modlitewnym transie. Jest na niej radość, szczęście, ale i łzy. Czy na pewno są to tylko łzy szczęścia? Myślę, że także lęku i niepewności. Bo czy na pewno podjęła słuszną decyzję? A już zupełnie przejmująca jest scena ostatnia. Scena, która przynajmniej na chwilę, zburzyła iluzję pięknej opowieści o miłości, czym stał się w pewnym momencie dla mnie ten film. Malujący się na twarzy Shiry strach przed tym, co ma nastąpić za chwilę, jest oczywisty.  Panna młoda przypomina w tym momencie bezbronne zwierzątko zapędzone w pułapkę. Może nie będzie tak strasznie? Yochay, który stopniowo stał się jednym z ważniejszych bohaterów tego filmu, wydaje się sympatycznym, dobrym człowiekiem, świadomym swojej decyzji. Miałam  nawet wrażenie, że była efektem uczucia. Jeśli w tym zamkniętym świecie rządzącym się ścisłymi, odwiecznymi, religijnymi regułami można w ogóle mówić o uczuciach rozumianych w sposób najprostszy. To, co dzieje się z Shirą, było też doświadczeniem naszych babek i prababek.

Warto przyjrzeć się uczuciom Shiry i Yochay'a. Nie jest to wcale takie proste. Film świetnie pokazuje plątaninę emocji, pragnień i marzeń splecionych z rodzinnymi i religijnymi powinnościami. Shira bardzo chce wyjść za mąż, podoba się jej pierwszy kandydat na męża. Niestety śmierć siostry spowodowała odłożenie swatów, więc dziewczyna nie zdążyła go nawet poznać. Gdy pierwszy ból mija, zaczyna się niecierpliwić, boi się, że rodzina chłopaka się wycofa. Ma niestety rację. Ale potem staje przed większym wyzwaniem: spełnić życzenie matki i wyjść za mąż za Yochay'a czy podążać za swoimi uczuciami? Yochay jest od niej starszy, był mężem jej pięknej siostry. Pomysł matki wydaje się egoistyczny i szalony. Któryś z mężczyzn (chyba ojciec) mądrze zauważa, że Shira powinna wyjść za mąż za kogoś zbliżonego do niej wiekiem. Niech razem dorastają, mówi (cytat z pamięci). Być może wtedy ostatnia scena nie wiałaby taką grozą? A jest jeszcze Frieda, która gotowa jest na wiele, aby wyjść za mąż. W małżeństwie z owdowiałym  szwagrem dostrzega swoją szansę. Wszystko się komplikuje. Yochay zaczyna się Shirze podobać. Chyba jej samej trudno rozeznać się w tym, co czuje. Chce dobrze, ale go rani. Potem próbuje odzyskać. Ale i Yochay, i rabin, do którego należy ostatnie słowo, upierają się, aby to była świadoma decyzja dziewczyny. Musi wiedzieć, dlaczego pragnie wyjść za mąż akurat za niego. Dopiero, kiedy zrozumie, czego chce, do małżeństwa dojdzie. Na ile kieruje nią prawdziwe uczucie (a może jego zalążek, w tej sytuacji chyba tylko tak można to ująć), a na ile rozpaczliwe pragnienie wyjścia za mąż, chęć spełnienia pragnienia matki, oszczędzenia jej bólu rozstania z wnukiem tego rozstrzygnąć nie sposób. Myślę, że to wszystko po trochu stoi za jej decyzją.

Podobną drogę przechodzi Yochay: od całkowitego zakwestionowania pomysłu Rivki, przez jego akceptację, ból zranienia, a wreszcie danie drugiej szansy. Ale Yochay jest starszy, dojrzalszy. Wie, czego chce, a czego nie. Nie chce żenić się z Friedą. Mimo że cierpi, domaga się, aby decyzja Shiry była świadoma, wychodziła z jej serca. Jest w tym filmie piękna scena, zapowiedź tego, co może się miedzy tym dwojgiem zdarzyć. Yochay leży na hamaku, na brzuchu trzyma swojego synka. Obaj kołyszą się w takt tęsknej, smutnej melodii wygrywanej przez Shirę na akordeonie. Rodzinna sielanka. Zanim się spełni, oboje będą musieli przejść przez uczuciowe tornado. Czy w ogóle się spełni?

A wszystko to dzieje się, kiedy czas uczuciowej żałoby po zmarłej Esther jeszcze nie minął. Ona cierpi po stracie siostry (piękna jest scena w przedszkolu, kiedy nieoczekiwanie grana przez Shirę melodia zamienia się z radosnej w przepełnioną smutkiem). On cierpi po stracie żony. Nie umie sobie z jej śmiercią poradzić, może nawet przeżywa kryzys wiary. A tu od razu każe się im podejmować życiowe decyzje. Jeszcze rozpacz nie zdążyła się zabliźnić, już trzeba się radować. Wypełnić nowym uczuciem pustkę po zmarłej. Wdowiec w tym świecie nie powinien zostać wdowcem zbyt długo, a panna panną. Najważniejsza jest rodzina, nowe dzieci.

Reżyserka, która do tego świata świadomie weszła, ale jest jednocześnie kobietą wykształconą, nadal uprawiającą swój zawód (w tym środowisku to ciągle rzadkość) pokazuje chasydów jednocześnie z dwóch perspektyw: wewnętrznej i zewnętrznej. Okazuje się, że nawet w tak odizolowanym świecie, podlegającym sztywnym, religijnym regułom, przepisom i tradycji, przeżywane emocje i uczucia są uniwersalne. Tak samo się kocha, cierpi, tęskni, marzy, intryguje, knuje, zazdrości. Tak samo nie jest się pewnym swoich decyzji.

A poza tym ten niespiesznie, subtelnie, półcieniami, niedopowiedzeniami opowiadany film jest też obyczajową opowieścią o świecie całkowicie różnym od naszych doświadczeń. I to też czyni go niezwykle ciekawe. Mądry, piękny i interesujący film. A szczególnie zainteresowanym jeszcze raz polecam książkę Grupińskiej. Fascynująca lektura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty