Kiedy idę na film, o którym wcześniej sporo słyszałam, czego staram się unikać, ale przecież nie zawsze się uda, zastanawiam się, czy mogę jeszcze zostać czymś zaskoczona. A jeśli jednak wszystko okaże się przewidywalne, czy przynajmniej dam się ponieść emocjom. Takie mniej więcej rozważania prowadziłam, wybierając się na "Dzień kobiet" Marii Sadowskiej. O filmie słyszałam już wcześniej przy okazji festiwalu w Gdyni i może jeszcze jakiegoś, nie unikałam też nadmiernie szumu medialnego w związku z premierą. Cóż, kino gatunkowe mieści się w określonej konwencji, z góry wiadomo, jak historia musi się potoczyć i zakończyć. Jeden sprawiedliwy, tym razem to kobieta, Halina, samotna matka, musi stoczyć walkę z potężnym przeciwnikiem, w tym wypadku swoim pracodawcą, siecią sklepów Motylek, która łamała nie tylko prawa pracownicze, ale i kręgosłup moralny bohaterki (innych też). Wiadomo, że zanim nastąpi zwycięstwo, będą przeszkody, chwile zwątpienia i załamania. Ważny temat społeczny (chodzi nie tylko o wspomniane łamanie praw, ale także pracę w systemie korporacyjnym) ujęty w popularną formę, dzięki czemu film ma szansę na powodzenie. Jak to się sprawdza? Naprawdę dobrze. Zaskoczenia nie ma, ale ogląda się w napięciu i ze sporym zainteresowaniem. Ewolucja głównej bohaterki jest dość wiarygodna: od nieśmiałej, złapanej w pułapkę kobiety, rozdartej pomiędzy lojalnością wobec koleżanek, a obowiązkami szefowej, która uświadamia sobie, że nic od niej nie zależy, do stanowczej, silnej wojowniczki, która mówi dość i staje do boju z Motylkiem. Bohaterka wcale nie jest ideałem, jej motywacje mają osobistą, a nie szlachetną naturę. To taka zwyczajna evrywomanka, kobieta z sąsiedztwa. Świetnie rozumiemy sytuację, w jakiej się znalazła, co nie znaczy, że i my dałybyśmy się tak wodzić za nos (a przynajmniej tak nam się, naiwnym, wydaje). Kibicujemy jej. I tyle. Jest tu kilka bardzo dobrych ról. Nie tylko dwie główne (Katarzyna Kwiatkowska i Eryk Lubos), ale i drugoplanowe (na przykład Dorota Kolak czy Agata Kulesza). Czy w takim razie to film znakomity? Nie, aż tak dobrze nie jest. Mnie drażnił puszczony w pewnym momencie wątek córki. Potem twórcy filmu przypominają sobie o nim. Poza tym zbyt wielkie nagromadzenie nieszczęść, które nękają nie tylko Halinę, ale prawie wszystkie jej koleżanki, a nawet Eryka, szefa głównej bohaterki. No i rozwiązanie finansowych problemów, w jaki sposób nie zdradzę, przychodzi w odpowiednim momencie. Trochę ten zbieg okoliczności irytuje. Mimo tych niedoróbek film naprawdę dobrze się ogląda. Wzruszyć się nie wzruszyłam, ale nie żałuję spędzonego w kinie czasu. Polecam, nie tylko tym, którzy na ekranie szukają tylko rozrywki.
"Dzień kobiet", filmowy debiut Marii Sadowskiej
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zacznę od wyznania - literaturę latynoamerykańską znam bardzo słabo. A i to za dużo powiedziane, bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że właś...
-
Wspominałam już kiedyś w tych zapiskach, że w zasadzie nie czytam polskiej beletrystyki współczesnej. Pewnie to błąd, pewnie powinnam, wiem,...
-
Kiedy tylko dowiedziałam się, że ArtRage zamierza wydać powieść niemieckiego pisarza Waltera Kempowskiego "Wszystko na darmo" (20...
-
Nobel dla Olgi Tokarczuk sprawił, że sięgnęłam w czeluście mojego czytnika i wydobyłam z nich jej dwie książki, które tam od dawna leżały &...
-
Zachęcona bardzo pozytywnymi głosami sięgnęłam po kolejną autobiograficzną opowieść o doświadczeniach kobiety nietuzinkowej. Wybory wydawców...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz