Lizzie Doron "Dlaczego nie przyjechałaś przed wojną?"

Gdyby nie przypadek, w ogóle nie wiedziałabym, że kolejna książka izraelskiej pisarki Lizzie Doron została w Polsce wydana. Po prostu wyskoczyła mi nagle jak królik z kapelusza, kiedy przeglądałam stronę jakiejś księgarni internetowej. Ot tak, jako podpowiedź. A że jej poprzednia powieść "Spokojne dni", o której też zresztą dowiedziałam się trochę przez przypadek (wpadł mi w ręce wywiad z autorką), to moje odkrycie literackie (pisałam), wobec tego jasne było, że "Dlaczego nie przyjechałaś przed wojną?" (MUZA 2012; przełożyła Magdalena Sommer) muszę mieć natychmiast. Kupiłam, chwilę poleżała na półce w oczekiwaniu, aż skończę pewną historyczną cegłę, no i właśnie dziś, korzystając z wolnego dnia połknęłam ją jednym tchem. A jest to książeczka nieduża, taka, którą można przeczytać w ciągu kilku godzin. I chyba tak lepiej zrobić, niż czytać po kawałku.

Lizzie Doron należy do tych pisarzy, którzy stali się moimi literackimi idolami. Amos Oz, Pamuk, Josef Skvorecky, Eginald Schlattner, Miljenko Jergović, Wasilij Grossman, Siegfrid Lenz, Philip Roth,  ostatnio Oksana Zabużko. Chciałabym przekonać wszystkich czytających, aby ich dla siebie odkryli! Szczególnie tych mniej znanych. O Pamuku słyszeli wszyscy, o Ozie czy Rocie pewnie wielu, ale ilu zetknęło się z Lenzem czy Schlattnerem albo z Lizzie Doron? Dlatego dzielę się swoim zachwytem! Krzyczę: czytajcie ich książki, dla mnie były one czymś więcej niż tylko powieściami! To olśnienia, odkrywanie nowych światów, nowych obszarów literatury! Te lektury działały na mnie z niezwykłą siłą! Często wzruszające, zawsze poruszające! Takie, które wpisuje się na listy różnych naj. Czekam na kolejne nieprzetłumaczone jeszcze u nas powieści Jergovicia, uzupełniam lekturę Rotha, liczę na to, że Amos Oz czy Oksana Zabużko będą pisać nadal, żałuję, że niczego nie napiszą już Grossman i Skvorecky. A Schlattner i Lenz? Są już przecież bardzo wiekowi. 

Pośród tych wielkości książeczki Lizzie Doron mogą wydawać się najskromniejsze. Niewielkie, cieniutkie. Ale siła literatury nie zawsze tkwi w powieściach ogromnych rozmiarów. I piszę te słowa ja, miłośniczka cegieł. Tym większy to z mojej strony komplement. "Dlaczego nie przyjechałaś przed wojną?" to pierwsza powieść izraelskiej autorki. Właściwie bardziej zbiór króciutkich opowiadań, których bohaterkami są mieszkająca w Izraelu Helena, polska Żydówka, która jako jedyna z rodziny ocalała z Holokaustu, i jej córka Elizabet, urodzona już po wojnie w nowej ojczyźnie, przedstawicielka drugiego pokolenia po Holokauście. Jak pisze autorka we wstępie: 

"Oto kilka opowieści z ich życia z lat 1960-1990. Kronika dawno zapomnianych wypadków."

Narratorką jest córka, która wspomina nieżyjącą już matkę, starając się zrozumieć, gdzie miała swoje źródło jej odmienność, dziwaczność. Kiedy była dzieckiem, często wstydziła się matki, stawała się ofiarą jej dziwactw, strachów, fobii i uprzedzeń. Mimo że książeczka jest, jak pisałam, niewielka, autorka portretuje swoją bohaterkę niezwykle wnikliwie. To samotna kobieta wciąż opłakująca bliskich zmarłych. Długo wierzyła, że uda jej się odnaleźć kogoś, kto ocalał. Daremnie. Dźwiga balast obozowych przeżyć, być może życia w ukryciu. Żyje wspomnieniami wśród takich jak ona ocalałych uciekinierów z Europy. Ale jest  największym odmieńcem, szaloną dziwaczką żyjącą na pograniczu świata realnego i swoich imaginacji. Nieszczęśliwa i samotna, tęskni za śniegiem, zielenią polskich pól, za światem, który już nie jest jej. Przeżarta nienawiścią do wszystkiego, co niemieckie, dźwiga kompleks narodu, który dał się biernie poprowadzić na rzeź. Teraz za wszelką cenę chce udowodnić, że może być inaczej, że Żydzi potrafią się bronić i walczyć. W jej szalonym świecie jest córka, której chce zapewnić normalne życie, którą chce ocalić, gdyby wszystko miało się powtórzyć. Robi to na swój dziwaczny sposób, często przysparzając Elizabet wstydu. Chcąc, żeby miała życie jak inne dzieci, wielokrotnie sprawia, że córka także czuje się jak odmieniec.

W książce Lizzie Doron dużo dzieje się pomiędzy słowami. Nie ma wywlekania uczuć, babrania się w traumach, nic tu nie jest nazywane wprost. Bardziej domyślamy się, niż wiemy. Nie ma opisów dramatycznych i tragicznych zdarzeń z czasów Holokaustu. Jest tylko zżarty przez robactwo stary, obozowy pasiak ukryty na dnie szafy w zamkniętej na cztery spusty skrzyneczce, której kłódka rozpada się ze starości w rękach córki, która po śmierci matki decyduje się przeszukać zamkniętą część starej szafy. Są tylko numery na rękach Heleny i jej przyjaciółek, którymi posługuje się Elizabet zamiast trudnymi do zapamiętania imionami. Jest w tych opowiadaniach wiele niezwykłych historii, bo niezwykła jest Helena. Często naprawdę śmiesznych, wywołujących nie tylko uśmiech, ale wręcz głośny chichot. Wiele tu ironii i absurdu. Takie skrzyżowanie Kereta z Hrabalem? Wiele mają te opowieści z baśni, niektóre są na baśń czy legendę stylizowane. Ten literacki zabieg przenosi wspomnienia o Holokauście i dawnym świecie w sferę baśniowego niebytu. Tak robi matka, aby ocalić swoją córkę. To wszystko sprawia, że czyta się tę książeczkę jednym tchem. Ale jest przecież tuż pod powierzchnią okrutna prawda. Ocalenie udaje się tylko częściowo, a może wcale. Córka pomimo nadzwyczajnych starań matki też jest ofiarą. Chcąc ją chronić i ratować, wystawia na pośmiewisko, obie stają się odmieńcami. Ale jest jeszcze coś gorszego: samotność. Żyją razem, ale każda samotnie. Nie ma między nimi bliskości, serdeczności, wylewności. Dopiero dorosła Elizabet  odkrywa, że jej matka była na swój sposób niezwykła. Dopiero wtedy czasem ze zdumieniem dowiaduje się, że jako dziecko mogła być z niej dumna.

Ta książeczka jest zapowiedzią tego, co w "Spokojnych dniach" wybrzmiewa bardzo mocno. Tu przeżycia wojenne, samotność, starość, cierpienie, strach i trauma zostają owinięte fantazją, absurdem, ironią. Tam stają się głównym tematem powieści, dojmującym, bolesnym. Kiedy skończyłam tamtą książkę, rozpłakałam się i nie były to łzy łatwego wzruszenia, raczej płacz spowodowany dotknięciem najgłębszych egzystencjalnych doznań. Namawiam do przeczytania obu. Najpierw "Dlaczego nie przyjechałaś przed wojną?", potem "Spokojnych dni". Na zakończenie dodam, że Lizzie Doron posiada niezwykłą umiejętność: potrafi paroma pociągnięciami pióra, w kilku zdaniach nakreślić portret jakiejś epizodycznej postaci. W ten sposób tworzy galerię barwnych, niezwykłych bohaterów. To jeszcze jedna zaleta obu książek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty