Bywa, że miłość do kina prowadzi mnie na manowce. Tak było i tym razem. Po kilku filmach dobrych, wartych uwagi, świetnych i poruszających w końcu musiała nastąpić wpadka. Cóż, to ryzyko wpisane w życie kinomaniaka. Najczęściej jestem w stanie przeboleć pieniądze wyrzucone w błoto, gorzej, kiedy do tego dochodzi poczucie straconego czasu, wykradzionego z napiętego kalendarza. Pewnie dlatego tym razem ogarnęła mnie taka złość, kiedy poczułam, że dałam się nabić w butelkę. A "Tango libre", belgijsko-francusko-luksemburska produkcja, skusiło mnie tematyką i zdobytymi nagrodami. Kiedy przeczytałam, że to zwycięzca tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego i zdobywca nagrody specjalnej jury w Wenecji, pomyślałam, na moje nieszczęście, że warto wybrać się do kina. Wyszłam zirytowana (właściwiej byłoby napisać wkurzona). Historia Alice, miłośniczki tanga, która odwiedza w więzieniu jednocześnie i męża, i kochanka odsiadujących wyrok za napad, w którym zginął policjant, brzmi zachęcająco. Jeśli do tego dodać jeszcze tego trzeciego (a właściwie czwartego), strażnika więziennego spotkanego na kursie tanga, robi się jeszcze bardziej intrygująco. I początkowo rzeczywiście ogląda się nieźle. Ciekawy montaż budujący nastrój, aktorka przyciągająca uwagę, tango. Zapowiada się na kino trochę psychologiczne, trochę społeczne: skomplikowana sytuacja uczuciowa z dzieckiem bohaterki w tle. Miejscami bywa intrygująco, miejscami ekscytująco i zabawnie, kiedy kilkunastu więźniów uczy się tańczyć tango. Ale z czasem film rozczarowuje. Powinien poruszać, tymczasem losy bohaterów niewiele mnie obchodzą. Robi się banalnie. Ale najbardziej zirytowało mnie (powiedzmy bez ogródek: wkurzyło) zakończenie. Nieoczekiwanie z innej bajki: ni to komediowe, ni to groteskowe, rodem z innego filmu. Osoby siedzące obok zaczęły się głośno śmiać i jestem przekonana, że był to śmiech bezsilnego widza zdumionego idiotycznym zakończeniem. Właściwie miałam ochotę im zawtórować. Irytacja z powodu zmarnowanego czasu sprawiła jednak, że zaczęłam zgrzytać zębami.
"Tango libre", film, który można sobie darować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zacznę od wyznania - literaturę latynoamerykańską znam bardzo słabo. A i to za dużo powiedziane, bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że właś...
-
Wspominałam już kiedyś w tych zapiskach, że w zasadzie nie czytam polskiej beletrystyki współczesnej. Pewnie to błąd, pewnie powinnam, wiem,...
-
Kiedy tylko dowiedziałam się, że ArtRage zamierza wydać powieść niemieckiego pisarza Waltera Kempowskiego "Wszystko na darmo" (20...
-
Nobel dla Olgi Tokarczuk sprawił, że sięgnęłam w czeluście mojego czytnika i wydobyłam z nich jej dwie książki, które tam od dawna leżały &...
-
Zachęcona bardzo pozytywnymi głosami sięgnęłam po kolejną autobiograficzną opowieść o doświadczeniach kobiety nietuzinkowej. Wybory wydawców...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz