Philip Roth "Nemezis"

"Nemezis". Trzecia książka Philipa Rotha, jaką przeczytałam (Czytelnik 2012; przełożyła Jolanta Kozak). Nadal nie mogę się nadziwić, że odkryłam go tak późno. Kiedy nadrobię zaległości? Teraz sięgam po każdą nowość, ale gdzie reszta? Gdzie te wydane dawniej? Czasem przeraża mnie myśl o tych wszystkich książkach, których nie przeczytam nie tylko z braku czasu, ale po prostu dlatego, że się o nich nie dowiem. Półka pęcznieje, a nowości wołają o uwagę. A jakby tego było mało od czasu do czasu zaczyna mnie prześladować jakieś nazwisko, o którym dotąd nie myślałam. Teraz na przykład  rozglądam się za drugim Roth'em, Józefem, na którego od dawna namawia mnie koleżanka. Ale dość tych czytelniczych żalów, czas przejść do "Nemezis".

Akcja najnowszej powieści amerykańskiego pisarza, wiecznego kandydata do Nobla, rozgrywa się w Newark, miejscowości znanej z innych jego książek. Jest gorące lato 1944 roku. To już piąty rok światowej wojny, trzeci, od kiedy po ataku na Pearl Harbor przystąpiły do niej Stany. Prawie wszyscy amerykańscy mężczyźni walczą. Jeśli dwudziestokilkulatek zamiast na froncie przebywa w Newark, budzi zdumienie. Nic dziwnego, że Bucky Cantor, początkujący nauczyciel wychowania fizycznego, jest rozgoryczony, że z powodu bardzo słabego wzroku został odesłany z kwitkiem. Jego dwaj najlepsi przyjaciele są na froncie, narażają życie, a on tkwi na miejscu, spędzając upalne lato jako opiekun jednego ze szkolnych boisk. Nazwa tej funkcji może być myląca. Nie, Bucky nie jest stróżem. Do zadań takich jak on należy organizowanie na boisku zajęć sportowych dla uczniów, którzy z miasta nie wyjechali na czas wakacji. Bucky jest przez swoich wychowanków uwielbiany. Imponuje im sprawnością, siłą, odwagą, solidnością. Stanowi dla nich autorytet. Szanują go też rodzice tych chłopców. Ale Bucky może imponować każdemu. Prosty chłopak, wychowywany przez dziadków, obciążony niesławną przeszłością swojego ojca, tęskniący za matką, której nie zdążył poznać, bo zmarła przy porodzie, do wszystkiego doszedł sam zahartowany przez dziadka. To on wpoił mu, że należy być silnym fizycznie i psychicznie, wytrwałym, nie mazgaić się i nie rozczulać nad sobą, ciężko pracować, jeśli trzeba, solidnie wypełniać swoje obowiązki. No i jeszcze jedno. Bucky wyrósł w przekonaniu, że nie ma zadań ponad jego siły, że chcieć, to móc, że wszystko zależy od niego, a każdy skutek ma swoją przyczynę. Jednym słowem świat jest logiczny i uporządkowany. Nawet jeśli nie my nad wszystkim panujemy, to robi to sprawiedliwy Bóg. Ale tego gorącego lata jego amerykańskie podejście do życia miało zostać poddane próbie. Amerykański mit miał prysnąć. Bo Roth jak zwykle stawia swoich bohaterów przed nie lada wyzwaniem. W Newark zaczyna szerzyć się epidemia polio. Niby każdego lata pojawiała się ta choroba, ale dotąd były to przypadki nieliczne, pewna coroczna norma. Tego roku zachorowania przybrały rozmiary klęski. Szczególnie szerzyły się w żydowskiej dzielnicy, tej, w której mieszkał i pracował Bucky. A trzeba pamiętać, że polio w czasach, kiedy nie istniała jeszcze szczepionka, powodowało w najlepszym razie kalectwo, w najgorszym doprowadzało do śmierci. Rzadko przebiegało łagodnie, bez powikłań.

Roth świetnie opisuje atmosferę zagrożenia i narastającej wśród mieszkańców miasta paniki. Niewiedza, strach, lęk o dzieci, rozpacz po śmierci tych, które zmarły, niedowierzanie, szukanie winnych. Kto odpowiada za to, że nie można zapanować nad nieszczęściem? Kto roznosi zarazę? Jaka jest przyczyna zachorowań? Niewiedza mnoży najprzedziwniejsze teorie. Nienawiść ludzi może zwrócić się przeciwko każdemu, szczególnie komuś w jakikolwiek sposób dziwnemu, innemu. Ale najgorsza jest bezsilność, świadomość, że nic nie można zrobić. Pozostaje tylko czekać i liczyć na cud. Przypadki choroby mnożą się coraz szybciej. Życie staje się uciążliwe, nie do wytrzymania. Jak długo jeszcze? Kto zachoruje, kto ocaleje? Świadomość nieuchronności zdarzeń staje się jeszcze większa, jeśli zachoruje i umrze ktoś bliski. Bucky długo zachowuje się rozsądnie. Stara się postępować racjonalnie, dodawać otuchy swoim podopiecznym, o ile to możliwe, żyć jak dotąd. Nie chce wyjechać z miasta, uważa, że byłaby to dezercja. I jego jednak nie ominie rozpacz. Choroba sięga przecież, z czym należało się liczyć, po niektórych chłopców z  boiska. Coraz trudniej jest mu zachować dotychczasowe przekonania, pewność w porządek świata.

Roth w swojej powieści stawia pytania podstawowe. O Boga. Jaki jest, skoro godzi się na śmierć niewinnych dzieci? Ale jedna z bohaterek nadal niezachwianie wierzy w Niego, bo wysłuchał  modlitw i ocalił jej ukochanego. To ten sam Bóg? Oszczędza jednych, innych skazuje na polio? Jaki jest? Czy w ogóle jest? I pytania kolejne. Co decyduje o tym, że w tym samym czasie jedni muszą tkwić w ogarniętym zarazą Newark, a inni mogą swobodnie z miasta uciec, bo ich na to stać? A jeszcze inni żyją sobie gdzieś beztrosko, o epidemii nie mając w ogóle pojęcia. A jeszcze inni w tym samym czasie tkwią w okopach na wojennych frontach. Czy za każdą tragedią stoi czyjaś wina? Bucky nie potrafi pogodzić się z tym, że świat jest absurdalny i bezsensowny, że zło bywa niewytłumaczalne, że wiele rzeczy dzieje się przez przypadek. Tak po prostu jest. A ponieważ nie przyjmuje  takiej wizji, o wszystko obwinia Boga i siebie. Dlaczego siebie, zdradzić nie mogę. I jeszcze inne pytania. Na ile wolno nam bezwzględnie decydować o czyimś losie, wierząc, że tak jest dla tej osoby lepiej? Czy mamy prawo przyjąć czyjąś ofiarę? Skąd możemy wiedzieć, że to rzeczywiście ofiara, a nie szczerość intencji?

Książka Rotha jest też opowieścią o złamanych ludzkich losach. O zwyczajnym cierpieniu, także cierpieniu z miłości. O tym, jak jedno lato może wywrócić na nice wszystkie nasze plany i oczekiwania, naszą świetlaną przyszłość, która była na wyciągnięcie ręki. Nigdy nie wiadomo, co zdarzy się jutro. W takim sensie dziadek Buckiego nie miał racji. Ale jednocześnie rację miał, przynajmniej ja tak myślę. Bo nieszczęście może się zdarzyć, ale co z nim zrobimy, to już zależy od nas. Czy kiedy los z nas zakpił, po chwilowym załamaniu spróbujemy się z nim dalej mierzyć, mimo tragicznej świadomości, że świat jest absurdalny i jakoś bezsensowny? Czy obrazimy się na Boga i trawieni  nienawiścią do Niego, spędzimy resztę życia zatruci nią? Tak czy inaczej, jeśli zadajemy sobie takie pytania, a doprawdy trudno ich sobie nie stawiać, jeśli się ma choć odrobinę oleju w głowie, życie tylko czasami może bywać znośne.

I jeszcze jedno. Gdzieś w tle pojawia się refleksja o żydowskim losie, o żydowskim strachu, któremu w Stanach nie wolno się poddać, jak przekonuje Buckiego jeden z jego znajomych. W Europie spustoszenie sieje Holokaust, w spokojnej Ameryce, w mieście Newark spustoszenie wśród Żydów sieje mordercze polio. Bóg pozwala na oba nieszczęścia.

Smutna i bolesna  książka, ale naprawdę koniecznie trzeba po nią sięgnąć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty