Jakiś czas temu pisałam o poprzedniej książce Wojciecha Góreckiego ("Planeta
"Planeta Kaukaz" była reporterską opowieścią o Kaukazie Północnym, "Toast za przodków" skupia się na trzech najważniejszych kaukaskich krajach: Azerbejdżanie, Gruzji i Armenii. Autor spisał swoje doświadczenia z licznych podróży, jakie odbywał po tych terenach od lat dziewięćdziesiątych. Przez kilka lat pracował też w polskiej ambasadzie w Baku. Dzisiaj pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich. Ale dla czytelnika najważniejszy jest fakt, że Górecki to świetny reporter i dzięki temu swoją wiedzę i doświadczenie potrafi przelać na papier. Książka podzielona jest na części: najpierw autor oprowadza po Azerbejdżanie, potem wędruje po Gruzji, by wreszcie zawitać do Armenii. Najbardziej interesuje go problem, czy te trzy kraje należą do Europy, czy do Azji? Odpowiedź oczywiście nie jest prosta, a właściwie nie ma jej wcale. Nawet geografowie spierają się, gdzie właściwie przebiega granica pomiędzy kontynentami. Gruzini i Ormianie pewnie obraziliby się, gdyby ich uznać za Azjatów, szczególnie ci pierwsi robią wszystko, aby to zmienić. Dzięki ich uporowi najpierw zaczęto używać terminu Kaukaz Południowy, ale i tego było im mało, więc później ukuli i wprowadzili do obiegu inny: region czarnomorski. Najmniej może przy swojej europejskości upierają się Azerbejdżanie (takiej terminologii konsekwentnie używa Górecki, podobnie tworzy przymiotnik azerbejdżański a nie azerski), chociaż i oni częściej aspirują do Europy niż do Azji. Jakby nie było, warto wiedzieć, że to nie tylko kraje o bardzo starej historii (przede wszystkim Armenia i Gruzja), ale właśnie ten region najwcześniej przyjął chrześcijaństwo. Armenia zrobiła to już około roku 301! Nawet w muzułmańskim Azerbejdżanie istnieje rejon, Albania Kaukaska, od zarania chrześcijański. I to on właśnie ma być dowodem na europejskość Azerbejdżanu. Wszystkie trzy narody szczycą się też od dawna własnym alfabetem. W dużej części europejskie były i są duże miasta, szczególnie Baku i Tbilisi, zwane niegdyś Tyflisem. Opowieść o Baku, które na początku zeszłego wieku rozwinęło się niezwykle dzięki naftowemu boomowi, jest fascynująca. Podobnie dzieje się i dziś. Miasto zaczyna przypominać bogate, naftowe metropolie arabskie. Ale zmiany nie zawsze idą w dobrą stronę. Kiedyś był to barwny tygiel narodowościowy: mieszały się języki, obyczaje, kultury, dziś niestety tej wieloetniczności już nie ma. To efekt obudzonego po latach nacjonalizmu, którego efektem były między innymi pogromy Ormian.
Górecki poświęca wiele miejsca niezwykle bogatej i często burzliwej historii tych krajów najeżdżanych między innymi przez Persów, Mongołów, Turków, a wreszcie Rosjan. Chyba najbardziej ucierpiała Armenia. Wyżyna Armeńska niezwykle często była terenem, na którym ścierały się ze sobą wielkie mocarstwa. To dlatego Ormianie porównywani bywają do Żydów, to dlatego potrafią przystosować się do każdych warunków, są twardzi i stanowią jedną z większych diaspor na świecie. Warto dodać, że są diasporą znakomicie zorganizowaną, solidarną i łączącą to, co często wydaje się niemożliwe: świetne funkcjonowanie na obczyźnie i jednocześnie pielęgnowanie swojej odrębności i ormiańskiego poczucia narodowego. Wydaje się, że Ormianie, gdziekolwiek zamieszkają, są imigrantami idealnymi. Ale "Toast" to nie tylko książka o przeszłości. Autor nie zapomina także o historii najnowszej, również bardzo skomplikowanej i burzliwej. Budowanie niepodległych państw nie było łatwe. Warto pamiętać o chaosie i biedzie, jakie trapiły te kraje jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Tak dziś modna i popularna Gruzja była wtedy państwem bardzo niebezpiecznym. Napady rabunkowe i haracze wymuszane przez policję były na porządku dziennym. Osobny problem stanowiły konflikty narodowościowe i etniczne skwapliwie podsycane przez Rosję, która nie mogła pogodzić się z utratą tych Kaukazu Południowego. Nie sposób zapomnieć o licznych wojnach, jakie przetoczyły się przez te tereny od momentu, kiedy wybiły się na niepodległość. Zwykle pamiętamy o tej pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem o Górski Karabach i tej rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku. Ale Gruzja była terenem kilku innych konfliktów zbrojnych, które wybuchały o Osetię Południową i Abchazję. Tym bardziej należy docenić zmiany, jakie tu zaszły.
W swojej książce autor stara się pokazać, co łączy i dzieli te trzy narody. Pojęcie narodu bywa jednak płynne, bo na przykład Gruzini wcale taką jednolitą społecznością nie są: mieszkają tu Megrele (Megrelowie?), Kachetyjczycy, Adżarowie a to jeszcze nie wszyscy. Mówią trochę innymi językami, różnią się obyczajami, charakterem i przywiązani są do swoich dolin. Można powiedzieć, że dla mieszkańca Gruzji na pierwszym miejscu jest jego mała ojczyzna. Dlatego nie powinno dziwić, że z takiej perspektywy na przykład wojna w Abchazji, była dla wielu Gruzinów tym, czym dla nas wojna na Bałkanach: przerażająca, ale jednak odległa. Górecki pisze o rywalizacji między trzema narodami o to, kto ważniejszy, kto ma starszą historię, które państwo było w przeszłości większą potęgą. W udowadnianie wielkości zaangażowani są nie tylko politycy, ale i naukowcy różnych dziedzin. Aby dowieść swego, tworzy się rozmaite instytuty naukowe, w których często nauka skręca w stronę legendy i mitologii. Autora zajmują też konflikty, różnice i podobieństwa, które wynikają często z niezwykłego przemieszania narodowościowego tych ziem. Stąd ustalenie granic bywa bardzo trudne. Co by jednak nie dzieliło tych trzech narodów, jedno je łączy: niezwykła gościnność i otwartość na przybysza, ciekawość drugiego człowieka.
A co poza tym znajdziemy w książce Góreckiego? Mnóstwo ciekawego. Wymienię kilka pierwszych z brzegu tematów: dlaczego z Gruzinami nie ma sensu dyskutować o Stalinie; co to jest gruziński stół; dlaczego Ararat jest symbolem Armenii, mimo że znajduje się w Turcji; dlaczego rzeź Ormian nadal jest przyczyną zimnej wojny pomiędzy Armenią i Turcją; kim jest bakiniec; dlaczego niemożliwe jest przekroczenie granicy pomiędzy Azerbejdżanem a Armenią. A opisy krajobrazu, informacje o niezwykłych zabytkach, pisarzach? Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. Wniosek jest jeden: "Toast za przodków" po prostu koniecznie trzeba przeczytać, jeśli zainteresowani jesteśmy czymś więcej niż czubkiem naszego, polskiego nosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz