Kiedyś marzyłam o podróży do Indii. Te pragnienia brały się z literatury i trochę z filmu. Przeczytałam "Podróż do Indii" Forstera a później obejrzałam ekranizację tej powieści. Potem, a może przedtem, połknęłam indyjską tetralogię Paula Scotta ("Klejnot korony", "Dzień skorpiona", "Wieże milczenia" i "Podział łupów") i "Dzieci północy" Salmana Rushdiego. To wystarczyło, aby ulec fascynacji. Wtedy nie zastanawiałam się nad tym, że to obraz Indii epoki kolonialnej. Z czasem te marzenia gdzieś się rozwiały i dziś, kiedy mogłabym je zrealizować, gdybym tylko bardzo pragnęła, już nie chcę. Nadal jednak powodowana dawnym sentymentem od czasu do czasu, gdy tylko coś wpadnie mi w ręce, sięgam po indyjską literaturę. (Polecam "Przedział dla pań" Anity Nair, a szczególnie "Brzemię rzeczy utraconych" Kiran Desai.) A piszę o tym, bo właśnie skończyłam opowieść o Indiach i hinduskim społeczeństwie: "Lalki w ogniu. Opowieści z Indii" Pauliny Wilk (Carta Blanca 2011). Niezorientowanych informuję, że to nie beletrystyka a literatura non-fiction. Reportaż chciałoby się napisać, ale może raczej jest to socjologiczny portret indyjskiego społeczeństwa napisany pięknym, literackim językiem.
Ci wszyscy, którzy oczekiwaliby czegoś w rodzaju dziennika podróży, mogą poczuć się zawiedzeni. Owszem, Paulina Wilk odwiedzała Indie kilkakrotnie, ale nie znajdziemy w jej książce informacji o atrakcyjnych turystycznie miejscach, podróżnych przygód czy czegoś w tym guście. Jeśli przejedziemy się indyjskim pociągiem, to nie dlatego, aby popatrzeć przez okna na mijany krajobraz, ale aby przyjrzeć się krążącym po wagonach żebrakom różnej maści. Jeśli znajdziemy się na ulicach Delhi, Kalkuty czy Bombaju, to nie po to, aby zwiedzać te miasta, ale na przykład dlatego, żeby pochylić się nad tymi, którzy swoje życie wiodą gdzieś na ulicy, a w Kalkucie odwiedzić dzielnicę książek, co stanowi pretekst do rozmowy o tym, jak i co czytają Hindusi albo czego i dlaczego nie czytają (Odpowiedź jest prosta: ponad jedna trzecia społeczeństwa to nadal analfabeci. Mimo że czytać nie potrafią, otaczają słowo pisane kultem i czcią a czytających podziwem i szacunkiem.) Jeśli znajdziemy się w autobusie telepiącym się gdzieś po wąskich, krętych górskich drogach to nie po to, aby uczestniczyć w niebezpiecznej, aczkolwiek fascynującej górskiej podróży, ale dlatego, aby zastanowić się nad tym, jak Hindusi postrzegają czas. I tak dalej, i tak dalej. Reporterka nie pisze o sobie, o swoich przygodach, jej w tej książce po prostu nie ma. Nie ma też prawie ludzi, a właściwie są, jest ich nawet mnóstwo, nieznośne i fascynujące ludzkie mrowie, które na moment nie pozwala na samotność. Jeśli w pierwszym odruchu napisałam, że ich na stronach tej opowieści brakuje, to dlatego, że nie znajdziemy w niej ludzkich portretów czy barwnych historii. Jeśli już pojawiają się z imienia i nazwiska, częściej tylko z imienia, to na moment i po to, aby posłużyć jako przykład. Bo książka Pauliny Wilk to przede wszystkim portret hinduskiego społeczeństwa.
Każdy rozdział poświęcony jest innemu problemowi. Pisze autorka na przykład o przeludnieniu i jego społecznych konsekwencjach, o wodzie, brudzie, żebrakach, stroju, jedzeniu, przemieszczaniu się, handlu, astrologii i zabobonach, religii i wielu jeszcze innych sferach ludzkiego życia. A wszystko to ujmuje głęboko, bardzo ciekawie, od czasu do czasu podbudowując historyczną czy kulturową wiedzą. Na styku tych problemów pojawiają się inne, równie ważne, na przykład życie hinduskich kobiet. Żaden z rozdziałów nie jest poświęcony wyłącznie im, ale kwestia kobieca wypływa kilkakrotnie. Podobnie spostrzeżenia o powolnych zmianach, jakie zachodzą w hinduskim społeczeństwie pod wpływem globalizacji, co szczególnie dotyczy pokolenia młodszego i mieszkańców dużych miast. To nie jest wiedza, jaką można zdobyć, spędziwszy w Indiach powiedzmy dwa tygodnie. Aby tyle zauważyć, poznać i zgłębić, trzeba na pewno było podróży wielokrotnych, spotkań i rozmów z wieloma ludźmi, odwiedzin w ich domach, być może przyjaźni. To wiedza o kraju, jakiej szczerze zazdroszczę. Dzięki niej i czytelnik może zanurzyć się w indyjskiej odmienności, wyruszyć na spotkanie z innym, poczuć zapachy, smaki i kolory. Zagubić się w ludzkim mrowiu, zachłysnąć się fascynującą i odrażającą mieszanką brudu, biedy, bogactwa. Poczuć wilgoć monsunowego powietrza, która pożera domy i książki, albo spływać potem w upale. Bo autorce udało się połączyć socjologiczny wykład z bardzo sensualnymi, literackimi opisami. Oto próbka wybrana na chybił trafił:
"Bieda pierwsza rzuca się w oczy. Nie ukrywa się, leży na ulicy. Dla przyjezdnego jest jak niespodziewany policzek, dawka goryczy na powitanie. Rozkłada się, bo jest u siebie. Ci, którzy nie mają dokąd pójść, wegetują na widoku, nie pozwalają o sobie zapomnieć. Ubóstwo odebrało im nawet możliwość cierpienia w spokoju, na osobności." ( Z rozdziału "Korowód żebraków")
I tak przez ponad dwieście stron. Naprawdę pięknie. Tego też autorce zazdroszczę!
Ale ta arcyciekawa książka sprawiła, że zupełnie wyleczyłam się z marzeń o podróży do Indii. Dlaczego? Przecież Paulina Wilk rozpostarła przede mną kolorowy, pawi hinduski ogon, naprawdę fascynujący. Chyba byłoby mi trudno obcować z wszechobecną ludzką biedą i marnością. To, do czego Hindusi podchodzą ze spokojem (wiara w system kastowy), dla mnie, przesiąkniętej europejską mentalnością, byłoby trudne do zniesienia. Ilu ludziom można dać jałmużnę? I przez ile dni? Jak sobie poradzić fizycznie i duchowo ze sprytnie żerującymi na turystach żebrakami? Jak znieść brud wylewający się na ulice? Jak nie zatracić się w tłoku? Jakiś czas temu słyszałam kogoś, kto wrócił z Indii rozczarowany. Między innymi dlatego, że nie potrafił odnaleźć się w ludzkim tłumie. Ale znam też takich, którzy byli tam kilkakrotnie i wciąż im mało. Co ich tam ciągnie? Zastanawiam, czy obraz indyjskiego świata wykreowany przez autorkę nie jest czymś w rodzaju skondensowanego destylatu. Na ile Paulina Wilk wyostrza problemy i wywleka na wierzch ciemne strony Indii? Ale może pisze o tym, co widoczne od razu, na pierwszy rzut oka, od czego nie sposób uciec, będąc tam? Jakby nie było, książkę przeczytać należy koniecznie. A ci, którzy odwiedzili Indie, będą mogli skonfrontować swoje obserwacje z doświadczeniami autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz