Nie zamierzałam iść na ten film przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy to nachalna kampania reklamowa prowadzona przez jedną ze stacji telewizyjnych. Drugi: wyrosłam z komedii romantycznych i wyjątki robię tylko dla tych bardzo, bardzo chwalonych. Przyznaję, jest kilka, które widziałam parę razy: "Cztery wesela i pogrzeb", "Notting Hill", "Zielona karta" Petera Weira z Andie MacDowell i Gerardem Depardieu czy "Wpływ księżyca" z Cher i Nicolasem Cagem. Szczególny sentyment mam do tych dwóch ostatnich. I pewnie bym na "Listy do M" nie poszła mimo dobrych recenzji (pomyślałam, za rok pokaże je w czasie świąt wspomniana stacja telewizyjna i odtąd będzie je można oglądać co roku o tej porze), gdyby nie rekomendacja mojego ojca. A trzeba ci wiedzieć, czytelniku tej notki, że mój ojciec, miłośnik sztuk wszelkich, nie popada w zachwyt nad byle czym i zawsze ma własne zdanie na temat tego, co zobaczył. Kiedy więc w czasie rodzinnego obiadu, gdy wymienialiśmy uwagi na temat co warto, a czego nie warto, obwieścił: Idźcie na "Listy do M", zrozumiałam, że sprawa jest poważna i w przedświąteczny czwartek wybrałam się do kina. No i rzeczywiście nie żałuję. Film jest naprawdę sympatyczny, trochę śmieszny, trochę smutny, trochę wzruszający, wszystko jest w tym świecie piękne, nawet pokoik biednej, nieszczęśliwej Doris granej przez Romę Gąsiorowską. Tym razem jednak nie wyzłośliwiam się wcale, kupuję konwencję z dobrodziejstwem inwentarza. Ale najlepsze są w tym filmie zaskoczenia. Otóż nie wszystko przebiega tam zgodnie ze spodziewanymi schematami, jest sporo niespodzianek, na które dałam się pięknie nabrać. Wiadomo, że wszystkie wątki muszą znaleźć swoje happy endy,i tak się dzieje, ale niektóre kończą się zaskakująco. I tylko jedno drażniło mnie w tym uroczym, sympatycznym, świątecznym filmie: Tomasz Karolak, który od jakiegoś czasu popadł w idiotyczną, aktorską manierę i zawsze gra tak samo. Co raz mogło być śmieszne, powielane irytuje, a szkoda, bo to dobry aktor. Tak czy inaczej z czystym sumieniem "Listy do M" polecam. Miłej zabawy.
"Listy do M". Miły wieczór w kinie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zacznę od wyznania - literaturę latynoamerykańską znam bardzo słabo. A i to za dużo powiedziane, bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że właś...
-
Wspominałam już kiedyś w tych zapiskach, że w zasadzie nie czytam polskiej beletrystyki współczesnej. Pewnie to błąd, pewnie powinnam, wiem,...
-
Kiedy tylko dowiedziałam się, że ArtRage zamierza wydać powieść niemieckiego pisarza Waltera Kempowskiego "Wszystko na darmo" (20...
-
Nobel dla Olgi Tokarczuk sprawił, że sięgnęłam w czeluście mojego czytnika i wydobyłam z nich jej dwie książki, które tam od dawna leżały &...
-
Zachęcona bardzo pozytywnymi głosami sięgnęłam po kolejną autobiograficzną opowieść o doświadczeniach kobiety nietuzinkowej. Wybory wydawców...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz