"Cevdet Bej i synowie" Pamuka. Nie tylko saga rodzinna.

Powrót do Pamuka. "Cevdet Bej i synowie" (Wydawnictwo Literackie 2010) leżał na półce kilka miesięcy i czekał na swoją kolej, a że w kwietniu wychodzi kolejna powieść jednego z moich ulubionych autorów (jak słyszałam jedna z lepszych), więc postanowiłam czym prędzej przeczytać zaległą. To jedna z pierwszych pozycji tureckiego pisarza, bodajże druga, ale, jak to często w Polsce się dzieje, wydana dopiero teraz (skąd się bierze taka dość częsta praktyka wydawnicza, nie rozumiem). Tej książce przyczepiono łatkę sagi rodzinnej, porównuje się ją do "Buddenbrooków" Manna, ale, jak to zwykle bywa z łatkami, jest w tym stwierdzeniu tylko ziarnko prawdy. Ta powieść jest nie tylko sagą. To historia trzech pokoleń kupieckiej rodziny ze Stambułu prowadzona od roku 1905 do 1970. Akcja w prologu sięga roku 1905, a więc schyłku imperium ottomańskiego, czasów ruchu młodotureckiego, początku przemian, które doprowadziły do powstania Turcji w jej dzisiejszym kształcie i republiki. Środkowa, zasadnicza część obejmuje lata 1936 - 1939, a epilog to kilka dni roku 1970, tuż przed wojskowym przewrotem, który pojawia się także na kartach "Muzeum niewinności" (pisałam tu o tej książce). Prolog i epilog to rzeczywiście początek i koniec opowieści rodzinnej, ale już część druga, najdłuższa i najważniejsza, jest czymś więcej. Oprócz członków rodu pojawiają się tu dwie bardzo istotne postacie: Omer i Muhittin, przyjaciele z czasów studenckich Refika, jednego z dwóch synów tytułowego Cevdeta Beja. I to losy tej trójki śledzimy przede wszystkim w części drugiej. Jeśli chodzi o Omera i Muhittina słowa losy użyłam nieco na wyrost, bo to zaledwie trzy lata z ich życia. W epilogu czytelnik zostanie tylko zwięźle i jakby mimochodem poinformowany, co się z nimi dzieje. Najważniejsza jest tu konfrontacja trzech życiowych postaw i zderzenie młodzieńczych marzeń z rzeczywistością.

Refik początkowo wydaje się najbardziej spokojny z całej trójki: wiedzie ustabilizowane życie u boku żony, pięknej Perihan. Ma zajęcie w firmie ojca, która przez lata ze zwykłego sklepu przerodziła się w prężne przedsiębiorstwo handlowe. Praca nie jest jego największą pasją, to starszy brat, Osman, gra pierwsze skrzypce w rodzinnym biznesie. Refik wydaje się być zadowolony z życia. Spędza czas z żoną, matką, ojcem, bratem i jego żoną w rodzinnej posiadłości kupionej w roku 1905 przez Cevdeta Beja. Nie przeszkadzają mu kpiny kolegów, którzy wybrali inną drogę życiową. Omer wraca po kilkuletnim pobycie w Londynie zachłyśnięty Europą i sam siebie nazywa zdobywcą i Rastignaciem (bohater jednej z powieści Balzaka). Chce dokonać czegoś wielkiego, ale najpierw musi dorobić się na budowie kolei gdzieś w głębi kraju. Rozpiera go energia, pragnie wiele, chociaż nie bardzo wie, co to ma być. Muhittin utrzymuje się z pracy inżyniera, ale jego powołaniem jest poezja (Turcja to, jak słyszałam, kraj poetów). Pisze wiersze i zmierza do wydania tomiku poetyckiego. Obiecał sobie, że jeśli do trzydziestki nie osiągnie uznania jako autor zbioru poezji, popełni samobójstwo. Po pracy prowadzi życie artysty, włócząc się po knajpach i starając się zrobić wrażenie na dwóch młodych żołnierzach, którym wyraźnie imponuje. Tworzenie w jego wydaniu przypomina raczej artystyczną szychtę niż akt artystycznej kreacji. Taki jest punkt wyjścia.

Te trzy lata z ich życia będą dla każdego z nich przełomowe, zdecydują o ich dalszej drodze życiowej. W każdym dokona się przemiana. Wszystkich  w pewnym momencie ogarnia niepokój, melancholia, niezadowolenie z życia. Chcą odmiany, ale nie bardzo wiedzą jakiej. To bohaterowie wewnętrznie, duchowo rozmemłani, w gruncie rzeczy niezdolni do działania. Nawet jeśli coś robią, to raczej wmawiają sobie, że robią to z przekonaniem, że to ma sens. Bardzo chcą w to wierzyć. Czytając, miałam wrażenie, że całymi miesiącami tkwią w zawieszeniu, pozorując zmierzanie do celu. Marzą o czymś wielkim, noszą  głowę w chmurach, ale niewiele z tego wynika. A Refik i Omer, próbując zrealizować swoje bliżej niesprecyzowane ambicje, zachowują się nieodpowiedzialnie. Zwodzą  najbliższych, wobec których podjęli zobowiązania, nie potrafiąc podjąć jednoznacznej decyzji. Gdyby ich działania rzeczywiście prowadziły do czegoś istotnego, można by bylo ich zrozumieć. Losy przyjaciół coraz bardziej się rozchodzą, coraz mniej się rozumieją, krytykując dokonywane przez kolegów wybory. Ich rzadkie spotkania przeradzają się w kłótnie. Dzieli ich też postawa polityczna. Muhittin staje się nacjonalistą, wyznawcą idei panturkizmu, zarzuca przyjaciołom bezideowość, zapatrzenie w Europę. Oni jego poglądy też mają w pogardzie, uważają go za przedstawiciela tureckiego ciemnogrodu. Coraz trudniej się im porozumieć.

Opisywane w powieści lata trzydzieste w Turcji to moment stagnacji. Zakończył się pierwszy etap reform ojca republiki Ataturka, czas na kolejne zmiany. Starsze pokolenie, które stało za przebudową kraju, ustabilizowało się. Zdobyli posady, urzędy, stanowiska, pieniądze i odpoczywają, a młodzi albo wybierają życie rodzinne połączone z budowaniem pozycji (brat Refika, Osman), albo chcieliby coś robić, ale nie bardzo wiedzą co. Starzy też im tego nie ułatwiają, raczej zbywają, zajęci dbaniem o własne interesy i stanowiska. Ruch panturkistów z kolei przeżarty jest wewnętrznymi sporami, intrygami.

W powieści odnajdziemy konfrontację dwóch postaw: życia dla idei i codziennego, żmudnego budowania, tworzenia: firmy, rodziny, domu. Gdy jedni porywają się mniej lub bardziej skutecznie na coś nowego i wielkiego, drudzy, usprawiedliwiając się okolicznościami życiowymi, mozolnie budują swą fortunę. I tylko czasem ich również dręczy jakiś niepokój i duchowy niedosyt. Trwają jednak przy swoim albo z poczucia odpowiedzialności, albo z tchórzostwa, bojąc się radykalnych posunięć. Właściwie, kiedy pisząc te słowa, zastanawiam się jeszcze nad powieścią, dochodzę do wniosku, że trudno polubić jej bohaterów. Albo są pracowitymi, nudnymi hipokrytami, albo pełnymi dobrych chęci nieudacznikami. Może największą sympatię budzi Cevdet Bej, protoplasta rodu. On przynajmniej stworzył rodzinną potęgę. A galeria bohaterów jest w tej książce ogromna i trzeba przyznać, że nie są to postacie papierowe. Na pierwszy plan wysuwają się mężczyźni, kobiety pozostają w tle, co zresztą częste u Pamuka. Trochę szkoda, że nie możemy lepiej poznać Ayse, siostry Refika i Osmana, i ich żon. Jedynie Nigan, ich matka, i Nazli, narzeczona Omera, wyróżniają się z kobiecego tła.

Co jeszcze? Znajdziemy tu też typowy dla Pamuka (nie tylko dla niego, podobnie jest w powieściach Safak) motyw: marzenie tureckiej burżuazji o Europie, pogardę dla tego, co rodzime, bo to prowinjonalne i zaściankowe. A gdzieś w tle pojawia się polityka: najpierw zamach na sułtana, ruch młodoturecki, potem śmierć ojca republiki Ataturka, perturbacje w Europie związane z rosnącą potęgą Rzeszy, wieści o wojnie, a wreszcie zagrożenie wojskowym przewrotem. Ale to wszystko jest tylko w tle, bohaterowie mają swoje problemy, wielka polityka ich nie dotyczy.

Książkę mimo rozmiarów (ponad siedemset stron) czytałam z zainteresowaniem, sprawnie i szybko, ale muszę powiedzieć, że nie jest to najlepsza powieść Pamuka. Ponad nią wyżej stawiam "Śnieg", od którego zaczęła się moja przygoda z tureckim pisarzem, "Dom ciszy", "Stambuł" i "Muzeum niewinności" (kolejność przypadkowa; nie znam jego powieści historycznych). Niemniej jednak miłośnikom pisarza nie wolno ominąć "Cevdeta Beja i synów".

I na koniec wrócę jeszcze do porównań z "Buddenbrookami" Manna. Turecka saga rodzinna, jeśli przyjąć, że jednak nią jest, nie umywa się do sagi niemieckiego pisarza. Tam obcujemy z literaturą wielką, wybitną, mimo upływu lat aktualną, tu tylko, czy aż, z bardzo dobrą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty