Świat oglądamy w tym filmie oczami małego chłopca. Może dlatego jest tak piękny i tajemniczy? Widzowie "Mleka" być może pamiętają mroczność i brzydotę tamtego świata. Inaczej postrzega otoczenie dziecko, inaczej dorastający człowiek, który musi zmierzyć się z problemami. A może to moja nadinterpretacja, a nie świadomy reżyserski zamysł? A może po prostu wszystko się zmieniło? Wróćmy jednak do "Miodu".
Gdyby nie data (rok 2009), którą Yusuf czyta na głos z kalendarza, aby trenować czytanie, moglibyśmy pomyśleć, że akcja filmu rozgrywa się dwadzieścia, trzydzieści lat temu, tak inny to świat. Kamienne domy rozsiane na zboczach gór porośniętych gęstym, tajemniczym, ale pięknym lasem. Ciemne, drewniane, przytulne wnętrza. Zawody, o których nie mamy pojęcia: pszczelarz zbierający miód od leśnych pszczół, sąsiad wytwarzający grube sznury, kobiety pracujące w polu. Bliskość domowych zwierząt, które mieszkają w obórce za ścianą: kury, którym podbiera się jajka, kiedy piecze się ciasto; osiołek, siła pociągowa, niezbędny do pracy w lesie; jakiś udomowiony ptak (sokół?), którego też zabiera się do lasu. Ale gdzieś, być może całkiem niedaleko, istnieje świat doskonale nam znany. I do tej górskiej wioski docierają, pewnie chińskie, kolorowe tornistry, które dźwigają dzieci idące do szkoły. W pobliskim miasteczku, kiedy odbywa się targ, aż roi się od obrzydliwych reklamowych parasoli, spod których sprzedaje się towar. Są bolesnym dysonansem w tym pięknym, spokojnym krajobrazie. Scena targu najlepiej zderza ze sobą te dwa światy: z jednej strony połcie mięsa pokazywane jak flamandzkie martwe natury, z drugiej te tandetne parasole. Wśród tłumu wykonującego jakiś ludowy taniec spotkamy stare i młode kobiety w tradycyjnych strojach i użelowanych młodzieńców.
To świat bezpieczny i przyjazny, chociaż surowy. Świat prostych zajęć, takich samych od dawna. Żyje się w pewnym odosobnieniu, ale kiedy trzeba, sąsiedzi pomogą. Yusuf, tak jak i jego rodzice, znakomicie się w nim porusza. Sam chodzi do szkoły przez górskie bezdroża. Towarzyszy ojcu w leśnych wyprawach, pomagając mu w wielu czynnościach. Poi osiołka, podbiera jajka kurom, pomaga matce w polu. Nawet marzenia ma na miarę otoczenia, w którym dorasta: to zabawka-żaglowiec w tajemnicy robiona przez ojca z kawałka drewna. Nawet kiedy stanie się nieszczęście, nie ma gwałtownej rozpaczy, chociaż jest smutek, są łzy i poczucie utraty. Ale żyć trzeba nadal. Kiedy patrzymy na twarz Yakupa, ojca chłopca, tuż po tym, jak złamała się gałąź, widzimy na niej spokój, a nie przerażenie i zapowiedź tragedii. Człowiek w tym świecie jest częścią przyrody, podlega jej prawom i musi się z nimi liczyć. To miejski widz jest przerażony i natychmiast spodziewa się najgorszego albo przeciwnie, cudownego ocalenia. Happy endu nie będzie, ale śmierć nie przyjdzie natychmiast.
To jednak przede wszystkim film o małym Yusufie i jego niezwykłej więzi z ojcem, który jest dla niego autorytetem. To on uczy go świata, w którym żyją, zabiera na wyprawy do lasu, dopuszcza do prac w gospodarstwie, każe głośno czytać, a kiedy trzeba, trzyma z nim sztamę przed mamą i wypije za niego nielubiane przez chłopca mleko. Kiedy ojciec nie wraca z samotnej, leśnej wyprawy, z niepokojem nasłuchuje każdego odgłosu, który może zdradzać jego powrót. Kiedy go zabraknie, ratunkiem i ukojeniem okaże się las. To tam ucieknie z domu i wtuli się w korzenie ogromnego drzewa niczym w ramiona matki. Yusuf to chłopiec samotny i wrażliwy. Z dala obserwuje dzieci bawiące się wspólnie w czasie szkolnych przerw. On w tych zabawach nie uczestniczy, ogląda je przez klasowe okno. Nie może też zdobyć czerwonej odznaki, którą nauczyciel wpina do szkolnej, lśniącej bielą koszuli w nagrodę za dobre czytanie czy prawidłowe rozwiązanie zadania. Pozostałe dzieci nagradzają szczęśliwca brawami. Biedny Yusuf, mimo że w domu czyta płynnie, w szkole jąka się i zamiast nagrody widzi zniecierpliwienie nauczyciela i drwiący śmiech koleżanek i kolegów. Dopiero kiedy spotka go nieszczęście, ten sam nauczyciel przypnie do jego piersi czerwony znaczek, pewnie z litości, bo chłopiec nadal się jąka.
Film składa się z dyskretnych obserwacji, dzięki którym uważny widz może poznać świat marzeń i uczuć dziecka. A to w pustej sali przypadkiem podsłucha starszą koleżankę recytującą wiersz, który może stanowić zapowiedź ludzkiego losu. Potem pójdzie jej śladem, a w ręku zostanie mu zgubiona przez nią wstążka. Innym razem ten łagodny chłopiec nieoczekiwanie zrobi świństwo koledze z ławki, a kiedy okaże się, że wszystko z powodu nieporozumienia, będzie bardzo żałował. Dużo w tym filmie niedopowiedzeń, trzeba go oglądać uważnie, aby niczego nie uronić. Ani opowiadanych snów, ani recytowanych wierszy, ani spojrzeń czy innych drobnych znaków płynących z ekranu. A prawie cały czas towarzyszy widzowi spokojne, świdrujące spojrzenie piwnych oczu Yusufa i wyraz jego zamyślonej, skupionej twarzy.
To piękny, kontemplacyjny film, w którym niewiele słów i dziania się, za to dużo urokliwych, symbolicznych obrazów i znaków. Film, który swoją urodą i spokojem mocno wbija się w pamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz