"Kobiety bez mężczyzn", poetycko-symboliczne kino z Iranu.

Dawno nie byłam w kinie, jakoś nic nie kusiło tak bardzo, aby iść. Ale zapowiedzi na najbliższy czas są obiecujące, więc mam nadzieję, że znowu będę mogła wybrać się za tydzień, jak lubię. A teraz do rzeczy. Nie mogłam oczywiście przeoczyć filmu irańskiego. "Kobiety bez mężczyzn", produkcja austriacko-niemiecko-francuska, jest filmowym debiutem Shirin Neshet. To mieszanka kina kobiecego i politycznego, realistycznego i poetycko-onirycznego. Wiele tu symboliki niełatwej do odczytania, wiele zdarzeń, które trudno zrozumieć. I chociaż film nakręcony został za europejskie pieniądze, więc pewnie dla widza międzynarodowego, to wydaje mi się, że nie wszystkie niuanse jesteśmy w stanie wychwycić. Ale jeśli ktoś lubi wyjść poza europejską czy amerykańską perspektywę, film powinien zobaczyć. To opowieść o czterech kobietach osadzona w roku 1953, kiedy Iranem wstrząsały polityczne niepokoje. Ciąg dalszy dla tych, którzy byli już w kinie.

Od razu muszę powiedzieć, że wolę inne irańskie filmy, które ostatnio widziałam (pisałam o nich na blogu), ale mimo zastrzeżeń nie żałuję, że go obejrzałam.

Moim zdaniem jest tu trochę wszystkiego a za dużo: i historia czterech kobiet, i polityka, która początkowo na uboczu stopniowo staje się być może głównym tematem filmu. Że jest ważna, świadczy dedykacja zamieszczona na końcu: dla wszystkich walczących o wolność od 1906 roku do zielonej rewolucji w 2009. Tak jakby reżyserka nie umiała się zdecydować, jaki film ma nakręcić albo, po zielonej rewolucji, chciała koniecznie zaznaczyc swoje stanowisko i w tej sprawie. Pewnie można by zrobić taki film i niczemu by to nie przeszkadzało, gdyby trzymać się tylko konwencji realistycznej. Tu dochodzi jeszcze warstwa poetycka, oniryczna czy surrealistyczna i to powoduje chaos. Razi też naiwna deklaratywność. Takie są komentarze wypowiadane na początku i na końcu przez jedną z bohaterek, Munis. To moje zastrzeżenia główne. Ale film mimo wszystko obejrzałam z zainteresowaniem. Dlaczego? O tym dalej.

Mamy tu portret czterech kobiet, które czują się nieszczęśliwe i w różny sposób dorastają do wolności.

Jest trzydziestoletnia Munis mieszkająca z bratem, który chce ją wydać za mąż, a ona wcale nie pragnie aranżowanego małżeństwa i ucieka w śmierć dającą wyzwolenie. Dopiero wtedy może zająć się nie tylko sobą, ale poszukiwaniem wolności  pojętej szerzej. Towarzyszy zwolennikom premiera, który chce uniezależnić kraj od wpływów amerykańskich i brytyjskich (Zainteresowanych odsyłam do świetnej książki Marka Kęskawca "Czwarty pożar Teheranu", o której tu pisałam.) To jej oczami patrzymy na demonstracje rozlewające się po ulicach Teheranu. Te partie filmu zrobione są w konwencji dokumentu a może czarno-białego kina lat pięćdziesiątych, robią wrażenie kręconych w dekoracjach, sztucznych, trochę teatralnych i dlatego mimo pozorów realizmu i one są jakoś odrealnione. Munis pragnie wolności, ale szybko przekonuje się, że droga do niej prowadzi przez przemoc. Pewnie dlatego z czułością pochyla się nad zamordowanym reżimowym żołnierzem (może słuszniej byłoby powiedzieć: w służbie reżimu, bo jakie ma poglądy, nie wiadomo; po prostu wykonuje rozkazy).

Jest jej przyjaciółka Faeze, przeciwieństwo Munis. Chodzi w burce i marzy o mężu, nie rozumie zainteresowania polityką. Chce być żoną, mieć rodzinę, jest nieszczęśliwie zakochana w bracie Munis. Ale i ona, kiedy zostanie zgwałcona przez przypadkowych mężczyzn, powoli się zmieni. Zrzuci zasłonę, a kiedy Abbas zaproponuje jej, aby została jego drugą żoną, wzgardliwie odrzuci jego propozycję. Nie chce byc drugą, a potem może i trzecią żoną.

Jest wreszcie Zarin, najbardziej tajemnicza z kobiet. Młoda, piękna prostytutka wykorzystywana przez mężczyzn. I ona ucieknie, ale nie będzie umiała zapomnieć o przeszłości. Czy nie wie, co ma dalej zrobić ze swoim życiem? Czy tak głęboko zraniona nie potrafi się odnaleźć? Czy nie ma możliwości, aby zacząć wszystko od nowa? Czy i jej dopiero śmierć przyniesie zapomnienie i ostateczną wolność?

Wreszcie ostatnia z kobiet, pięćdziesięcioletnia Zinat, żona wysoko postawionego wojskowego. I ona też ucieka od swojego dotychczasowego życia: od męża (najprawdopodobniej despoty), od miasta, od polityki. Pragnie odnaleźć dawną siebie: wrócić do śpiewu, do poezji, chyba do miłości sprzed lat (to pod wpływem dawnego ukochanego zmienia swoje życie). Azyl znajduje w tajemniczym domu i onirycznym ogrodzie nazywanym  sadem. To tu rozgrywa się większość odrealnionych, symbolicznych scen. To tu szuka zapomnienia Zarin, to tu Munis przyprowadza zgwałconą przyjaciółkę. To przez ten sad płynie strumień, który oczyszcza.  Ale nawet to miejsce, pięknie, malarsko fotografowane, nie przynosi wszystkim szczęścia. Tu też wdzierają się żołnierze szacha, tropiąc politycznych przeciwników. Czy kobieta nie może być wolna w zniewolonym kraju? Czy ucieczka w sztukę to pozorna wolność, jeśli wolności nie ma wokół? Takie pytania stawia reżyserka, tak odczytuję jej intencje.

Mężczyźni w tym filmie pokazywani są w czarnych barwach. Właściwie wszyscy wykorzystują i zniewalają kobiety, traktują je przedmiotowo. Taki jest Abbas, brat Munis. Tak traktuje swoją siostrę, a potem Faeze. Tacy są gwalciciele. Podobnie klienci korzystający z usług Zarin. Również mąż Zinat. Nawet jej dawny ukochany to postać niezbyt sympatyczna. Ma do niej pretensje, że na niego nie czekała, kiedy wyjechał do Europy. Daje jej nadzieję, a kiedy ona, być może dla niego, rzuca męża, znajduje sobie angielską narzeczoną. I tylko tajemniczy właściciel, a może opiekun, sadu i domu jest inny. Ma łagodne oblicze i czuwa, pomaga. Ale to postać symboliczna. Kim tak naprawdę jest?

Takich symboli czy tajemniczych, fantasmagorycznych scen jest w tym filmie bardzo dużo. Symboliczna jest pusta,długa droga, którą przemierzają kobiety z Teheranu do otoczonego murem sadu. Symboliczny jest ogród, strumień i okolica. Wreszcie Munis, która po samobójczej śmierci rzuca się w wir politycznych zdarzeń. Mam z tym filmem kłopot. Takie tu nagromadzenie symbolicznych scen, że gdzieś gubią się emocje. Owszem, jest pięknie fotografowany, wiele kadrów przypomina obrazy, doceniam to wszystko, ale pozostaję obojętna. A przecież los tych czterech kobiet mógłby mnie poruszyć.  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty