Kto z pzryjemnością przeczytał pierwszą książkę Elif Safak "Pchli pałac", kto jest miłośnikiem
Pamuka, śledzi inne z rzadka wydawane u nas pozycje tureckie, ogląda filmy stamtąd, na pewno sięgnie po drugą powieść tej autorki wydaną w Polsce (Wydawnictwo Literackie 2010). To literatura, która łączy w sobie potoczystość narracji, intrygującą, zawikłaną akcję, gawędziarstwo i pewne ambicje. Książkę naprawdę świetnie się czyta, trudno się od niej oderwać, czytelnik jest ciekaw, jak też autorka zwiąże ze sobą misternie zawikłane wątki, jakie będzie zakończenie. Że równolegle prowadzone dwie opowieści: tureckiej rodziny Kazanci i osiadłego w Stanach ormiańskiego rodu Czachmaczianów muszą jakoś się spotkać, jest dla przeciętnie rozgarniętego czytelnika oczywiste. Pozostaje tylko pytanie: jak. I choć od pewnego momentu zaczęłam się domyślać rozwiązania zagadki (właściwie jest tu ich kilka), nie odebrało mi to przyjemności lektury.Jak już wspomniałam, powieść oparta jest na historii dwóch rodzin zamieszkujących różne kontynenty. Wątki przeplatają się: kiedy w jednym rozdziale śledzimy losy tureckiej rodziny, w następnym jesteśmy już w Arizonie lub w San Francisco. Tak dzieje się do momentu, kiedy najmłodsza przedstawicielka rodu Czachmaczianów, dziewiętnastoletnia Armanusz, w tajemnicy przed wszystkimi, poleci do Stambułu i zatrzyma się w gościnnym domu pań Kazanci. Konstrukcja tej powieści została oparta na wielu symetriach. Są więc dwa rody, a każdy ma swoje tajemnice. Główne bohaterki to dziewiętnastolatki: Armanusz o ormiańskich korzeniach (jej matka jest Amerykanką, która szczerze nienawidzi rodziny swojego byłego męża) i Asya, najmłodsza latorośl rodu Kazanci. Obie dziewczyny są stałymi bywalczyniami knajp, w których prowadzi się zajadłe dyskusje. Asya spotyka się z towarzystwem niespełnionych artystów w stambulskiej Cafe Kundera (ulubione zajęcie stałych gości to zgadywanie, skąd wzięła się nazwa kawiarni), a Armanusz zagląda do wirtualnej Cafe Constantinopolis gromadzącej amerykańskich Ormian. W obu rodzinach ważną rolę odgrywają seniorki rodów: pogrążona w starczej demencji Mateńka i całkiem krzepka babcia Szuszan. Jedna przechowuje w pamięci rodzinne tajemnice, druga woli nie pamiętać (stąd demencja, którą można potraktować symbolicznie). Ważną rolę w opowiadanej historii odgrywają matki obu dziewczyn: Turczynka Zeliha i Amerykanka Rose. I tak dalej, i tak dalej, tych symetrii dałoby się znaleźć dużo więcej.
Tak jak w poprzedniej powieści Elif Safak również i w tej spotkamy galerię niezwykle barwnych postaci o poplątanych losach. Życie żadnego z bohaterów nie jest proste, zwyczajne. Każdy niesie za sobą barwną przeszłość, skomplikowaną codzienność. Wielu tu dziwaków, nieudaczników, ludzi poranionych, ale dzielnie radzących sobie z życiem. Główni bohaterowie scharakteryzowani zostają dokładnie, poznajemy ich losy, słabostki, fobie, lęki, wnikamy w ich myśli. Szczególnie dokładnie przygląda się autorka kobietom z rodziny Kazanci: Mateńce, ciotkom i najmłodszej Asyi. Każda jest inna i każda niezwykle ciekawa. Postacie opisywane są z poczuciem humoru i sympatią. Nikt nie zostanie tu do końca potępiony, nawet jeżeli w przeszłości, którą skrywa, popełnił coś naprawdę strasznego.
Druga ważna cecha tej powieści, która sprawia, że tak dobrze się ją czyta, to żywioł gawędziarski. Co jakiś czas narrator odkrywa przed nami przeszłość bohaterów, snując barwne, niezwykłe historie pełne niesamowitych zbiegów okoliczności i przypadków, które zmieniają ich życie. Z tym wiążą się oczywiście liczne retrospekcje: cofamy się w czasie a to o dwadzieścia lat, a to na początek dwudziestego wieku. Kto czytał "Pchli pałac", odnajdzie tu takie właśnie podobieństwa do tamtej powieści. Chociaż powiedzieć trzeba, że w "Bękarcie ze Stambułu" żywioł powieściowy został przez symetryczność konstrukcji, o której wspomniałam, okiełznany. Tamta lektura wydała mi się o wiele bardziej rozwichrzona. Ten porządek można uznać za zaletę lub wadę, zależy co kto lubi.
Czas na najważniejsze: wspomniałam, że jest to powieść z ambicjami. Otóż zasadniczym tematem tej książki jest konflikt turecko-ormiański mający swój początek w prześladowaniach Ormian w imperium osmańskim zakończonych rzezią na początku dwudziestego wieku (dziś oficjalnie uznawaną za ludobójstwo). Ormiańscy przodkowie Armanusz uciekli z Turcji z powodu prześladowań. Jak inni Ormianie żyjący w diasporze pielęgnują pamięć o tragedii, która spotkała ich naród. Z nienawiścią wobec Turków spotyka się Armanusz także w Cafe Constantinopolis. Jedzie do Turcji, bo chce poznać miejsca związane ze swoją rodziną, chce zrozumieć. Na miejscu musi skonfrontować się z Turkami, paniami Kazanci, u których się zatrzymała. To spotkanie wypada niezwykle ciekawie. Panie Kazanci są bardzo miłe, sympatyczne, serdeczne i trudno pałać do nich nienawiścią. Trudno też uniknąć rozmowy o przeszłości. I co się okazuje? Słuchając historii babci Szuszan, wzruszają się, są przerażone bestialstwem, które ją i jej rodzinę spotkało, ale w pewnym momencie zadają naiwne pytania: kto im to zrobił? dlaczego wędrowali w marszu śmierci? gdzie oni zniknęli? One naprawdę nie wiedzą! Niewygodna przeszłość została wyrzucona ze zbiorowej pamięci. Lepiej nie wiedzieć. Działa mechanizm zbiorowego wyparcia typowy w podobnych sytuacjach. Jak trudny to dla Turków problem, niech świadczy fakt, że autorce wytoczono proces o obrazę tureckości. Jest to więc powieść o niepamięci zbiorowej i osobistej. Nie chce pamiętać nie tylko naród, ale i w rodzinie Kazanci nie chce się pamiętać o pewnym strasznym wydarzeniu sprzed lat. To kolejna konstrukcyjna symetria w tej powieści. O ile jednak Turcy nie zostają zmuszeni do przyjrzenia się trupom w szafie swojej przeszłości, o tyle w rodzinie Kazanci na skutek przypadkowego zbiegu okoliczności do takiej konfrontacji dojdzie. Czy winny będzie gotowy przyjąć na siebie zasłużoną karę? Czy kara wymierzona po latach ma sens? Czy można uciec od swojej przeszłości? Czy można wybaczyć? To pytania, które padają w powieści.
Co jeszcze znajdziemy w tej książce? Problemy poruszane i w innych powieściach tureckich autorów. Mamy więc konfrontację Wschodu z Zachodem, pragnienie, aby do tego zmitologizowanego Zachodu przynależeć. Odrzucanie tego, co tureckie, wtapianie się w Europę, naśladowanie jej. Armanusz, którą wychowano w kulcie ormiańskości (rodzina ojca) i amerykańskości (rodzina matki), nie umie zrozumieć postawy Asyi, która czuje się człowiekiem Zachodu.
Dostajemy powieść, od której trudno się oderwać, a w potoczystą narrację autorka wrzuciła ważne tureckie problemy, pisząc o nich klarownie, może nawet nazbyt łopatologicznie. Dyskusje Asyi i Armanusz chwilami przypominają wykład. Turkom Safak przystawia do twarzy lustro, w którym muszą się przejrzeć, zagranicznemu czytelnikowi zdaje się mówić: patrzcie, tacy jesteśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz