Co o Niej wiemy? Niewiele. Porzuca swoje dotychczasowe holenderskie życie i wyrusza w podróż, a właściwie wędrówkę, do Irlandii. Dlaczego? Chyba ma za sobą jakiś związek: w pierwszej scenie widzimy, jak ściąga z palca obrączkę. Reszta to sfera domysłów. Ona skończyła? Została porzucona? Oboje się rozstali? On umarł? Nowy etap życia? Może tak, skoro widzimy ją w pozbawionym sprzętów mieszkaniu. Dlaczego Irlandia? Co zamierza dalej? Wędrować samotnie? Całe życie? Pytania można by mnożyć. Jest ładna, może nawet na swój sposób piękna, ale dzika. Trzyma się z boku, nie pragnie rozmowy, zagadnięta odpowiada nieuprzejmie, opryskliwie. Warczy na ludzi. Czy to mur, za którym stara się uchronić swoją samotność? Na nocleg wybiera miejsca dzikie i odludne, nie szuka kontaktu. Wędruje po pustkowiach, unika miast czy wiosek. Wyraźnie zadowala się tym, co ma, niewiele jej trzeba. Nawet wtedy, kiedy zdecyduje się przyjąć od Niego propozycję pracy za jedzenie, długo będzie mieszkać w swoim namiocie na wzgórzu nad Jego kamiennym domem. Stopniowo dzięki ich spotkaniu dowiadujemy sie o Niej więcej, ale tylko trochę. Właściwie tylko tyle, że lubi operę, śpiewa, jest milośniczką książek.
On, o pooranej twarzy Stephena Rii. Starszy od Niej, też samotny, ale nie z wyboru, jest wdowcem. Chyba szuka towarzystwa, może dlatego proponuje Jej pracę? A może to początkowo prosta wymiana usług: On potrzebuje kogoś do pomocy w ogrodzie i w prostych pracach domowych, Ona potrzebuje pieniędzy? Czym się zajmuje? Jest rybakiem? Bo chyba nie rolnikiem? Co mógłby uprawiać na tym dzikim, skalistym cyplu smaganym porywistymi wiatrami? A może w przeszłości parał się czymś, a teraz żyje z emerytury? Jego kamienny, na oko wiejski dom w środku okazuje się być całkiem przyjemny i zamożny. Ładne sprzęty, pokaźna biblioteka, mnóstwo płyt, także operowych. Widać, że lubi pewien rodzaj luksusu: nawet kiedy siada do posiłku samotnie, to jest w tym celebrowanie i wykwintność. Wino w eleganckim kieliszku, serwetka, ładnie podane jedzenie. Także talerz, który wystawia przed domem dla Niej (Ona długo mimo zapraszania wzbrania się przed spożywaniem posiłków w domu) jest przykryty wiklinowym koszyczkiem, a obok czeka kieliszek wina. Jaki to kontrast z Jej ubłoconymi spodniami.
To On szuka kontaktu, jest jej ciekaw. Ona początkowo nieuprzejma i niemiła, kiedy zdecyduje się przyjąć Jego propozycję, stawia wyraźne bariery i ograniczenia: żadnych pytań. Jednak stopniowo łagodnieje, jak oswajane dzikie zwierzątko. Jakby piorąc i prasując swoje brudne łachy, cywilizowała się. Wreszcie i Ona zainteresuje się Nim. Oboje będą chcieli dowiedzieć się o sobie więcej, ale ponieważ nie chcą wychodzić z narzuconych sobie ról, muszą to robić potajemnie. Wreszcie sytuacja się odwraca: kiedy oboje zdadzą sobie sprawę ze swoich uczuć, to On postawi nieprzekraczalną granicę, Ona będzie gotowa zrezygnować ze swojej samotności. Mimo że Ją kocha, nie pozwoli zbliżyć się do siebie do końca. Dlaczego? Bo wydaje mu się, że Ją w ten sposób ochroni przed kolejnym bólem utraty. Jest dużo starszy i chory, o czym Ona już wie dzięki swojemu tajnemu śledztwu. Ale nie można uciec przed cierpieniem. Kiedy On umrze, Ją i tak będzie bolało.
Czy tylko samotność może ochronić przed bólem? Czy wchodząc w relacje, jesteśmy skazani na cierpienie? Czy warto? Czy można pogrążyć się w całkowitej samotności? Czy możliwe jest życie bez drugiego człowieka? Reżyserka pokazuje dwie drogi. Dla Niego Jej obecność jest pociechą i ucieczką od samotniczego życia, którego chyba nie pragnął. Jej znajomość z Nim przyniesie kolejne cierpienie, będzie tylko chwilową przerwą w samotnej drodze. W ostatniej scenie widzimy Ją w jakimś miasteczku wynajmującą pokój w hotelu. Tym razem jest jednak nawet bez swojego plecaka. Dlaczego? Czy przyjechała tu tylko na chwilę czy też ten brak bagażu ma jakiś głębszy sens? Jaki? Jest jeszcze silniejszym odcięciem się od przeszłości? I tu dotykam tego, co w tym filmie mi przeszkadzało: natrętna symboliczność i manieryczność kilku scen. Taka jest scena, gdy pod Jego nieobecność Ona zakrada się do domu i kładzie w łóżku w sypialni, a potem celowo zostawia po sobie ślad: rudy włos starannie położony na białej pościeli. Po co to robi? Chce być zauważona? A On? Czy się zorientował, że ktoś spał w jego łóżeczku (niczym Śnieżka w łóżeczku krasnoludków)? Sekwencja celebrowana kilka minut, pięknie filmowana na pewno ma nieść jakieś znaczenia. Podobną niewiadomą są dla mnie tytuły poszczególnych części, na które został podzielony ten obraz: nie wszystkie korespondują z tym, co widać na ekranie. Ale może to ja nie dość bystrze oglądałam film?
Tyle zarzutów, na szczęście nie ma tego dużo. Bo poza wspomnianymi scenami przyjemnością jest obserwowanie dwojga bohaterów filmu, tego, co dzieje się między nimi. Kontemlowanie detali, które podsuwa nam kamera (np. powracające zbliżenie morskich glonów tworzących fantastyczne esy floresy, w których Ona zanurza ręce), i mrocznych, groźnych, ale pięknych irlandzkich krajobrazów. Ja nie żałuję czasu, który poświęciłam debiutowi Urszuli Antkowiak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz