"Boso, ale na rowerze"

To dobry, przejmujący film, ale trzeba mieć świadomość, na co się idzie do kina. Belgijsko-holenderski obraz Felixa van Groeningena jest reklamowany przez dystrybutora jako "podchmielona czarna komedia", ale tylko pierwszy wyraz tego marketingowego hasła jest prawdziwy. Trudno ten film nazwać komedią, nawet czarną. Owszem, jest kilka scen wywołujących uśmiech na twarzy, ale o wiele więcej takich, które trudno znieść. Jestem odporna, niejedno w kinie widziałam, lubię przykre, dotykające kino, ale pijackie sceny pełne prymitywnych, wulgarnych dialogów i piosenek ledwo wytrzymałam. Dawno nie widziałam na ekranie takiej dawki ohydy. Ale do rzeczy. Jest to opowieść o dzieciństwie trzynastoletniego Gunthera, który wychowuje się w domu owdowiałej babki. Właściwie słowo wychowanie jest tu nie na miejscu, gdyż ojciec i wujowie, którzy mają to robić, zajmują się przede wszystkim chlaniem na umór, i, zapewniam, nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Bezradna, łagodna, kochająca babcia niewiele jest w stanie zrobić. Historię tej patologicznej rodziny poznajemy ze wspomnień dorosłego Gunthera i ta perspektywa nadaje jej głęboki sens. Kto idąc do kina, ma świadomość tego, co go czeka i gotów jest na takie wyzwanie, nie pożałuje. Dalszy ciąg rozważań dla tych, którzy temu wyzwaniu sprostali.

Oglądając ten film, miałam w pamięci dwa inne "Billy Eliota" i, widziany w lutym, "Fish tank". W każdym z tych obrazów mamy podobny temat: dojrzewanie wrażliwych dzieci z niepełnych rodzin w trudnych warunkach małego miasteczka lub proletariackiego przedmieścia Londynu. W tych nastoletnuch bohaterach budzi się pasja artystyczna. Billy marzy o balecie, co w górniczym środowisku, w którym dorasta, wywołuje tylko zdziwienie, złość i śmiech. Bohaterka "Fish tank" też tańczy, ale hip-hop, natomiast Gunther powoli, może trochę przez pzrypadek, odkrywa w sobie pasję pisarską. W jego przypadku pisanie to azyl, ucieczka od świata, w jakim dorasta. O ile w tych dwóch filmach rodziny, w jakich wzrastają dzieci, są wychowawczo zupełnie niewydolne, choć każda z innego powodu, o tyle zupełnie inaczej jest w przypadku "Billy Eliota". Ojciec i starszy brat otaczają chłopca miłością, chociaż ukrywają ją pod maską chłodu i szorstkości, ale przekonujemy się, że są gotowi wiele dla niego zrobić i poświęcić. Billy wychowuje się w ubogiej, górniczej rodzinie w czasach, kiedy Margaret Tacher zamyka kopalnie, ale ojciec i brat robią wszystko, by jego dzieciństwo było szczęśliwe. To on i jego potrzeby są tu najważniejsze. Billy ma jeszcze jedno szczęście: spotyka nauczycielkę baletu, która odkrywa i docenia jego talent. Jakże inaczej jest w przypadku Gunthera!

Ojciec i jego bracia to dorośli chłopcy, dla których sensem życia jest czas spędzany w okolicznych barach, pijackie wybryki, panienki (ale raczej jako dodatek) i muzyka Roya Orbisona. Nie tylko piją do upadłego, ale są przy tym niebywale wulgarni, a od czasu do czasu przytrafiają się im alkoholowe napady szału. Cóż z tego, że pracują, skoro wszystkie pieniądze tracą w knajpach. Podobnie sportretowani są ich sąsiedzi, mieszkańcy dzielnicy. Trzynastoletni Gunther jest świadkiem ich pijackich wybryków. Właściwie dorośli traktują go jak kompana, pozwalają pić, palić, a jedyne lekcje, jakich mu udzielają, w niezwykle prymitywny sposób, dotyczą seksu. Właściwie współczują mu, że jeszcze nie ma za sobą doświadczeń w tej dziedzinie. Ojca nie interesują potrzeby chłopca. Kiedy zepsuje mu się rower, którym dojeżdża do szkoły, usłyszy, że przecież te pięć kilometrów może przebyć piechotą. Tylko od czasu do czasu przypomina sobie o swoich rodzicielskich obowiązkach. Jedyną osobą, która martwi się losem Gunthera, jest babcia. Ale to osoba wątłej postury, cicha, skromna, zahukana przez synów (wcześniej pewnie przez męża), cóż z tego,że o gołębim sercu. Nie umie przeciwstawić się synom, potrafi jedynie na miarę swoich skromnych możliwości dbać o dom, zapewnić jedzenie. Gunther nie może też liczyć na szkołę. Nikt nie próbuje podjąć zdecydowanej interwencji, wyrwać chłopca z tego patologicznego środowiska, a przecież wszyscy wiedzą, jaka jest rodzina Strobbów.

I tu pojawia się kolejny problem. Otóż sytuacja pokazana w filmie wcale nie jest czarno-biała. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Gunther kocha swojego ojca, jest do niego i do swoich stryjów bardzo przywiązany. Kiedy dyrektor szkoły proponuje mu pobyt w internacie, zdecydowanie odmawia. Ma silne poczucie przynależności do klanu Strobbów, czuje się jego częścią, jest dumny ze swoich stryjów i ojca, i z ich idiotycznych wyczynów. Są oczywiście momenty, kiedy się ich boi, nieraz płacze poniżany lub ze strachu, kiedy wpadają w alkoholowy szał. I nawet kiedy w końcu zostanie zabrany do internatu na wniosek opieki społecznej (nie jest jasne, kto ich zawiadomił: on sam czy babcia), nie zapomni o ojcu. Spotkanie z nim sprawi mu wielką radość. Ta ambiwalencja uczuć jest bardzo prawdziwa. Dorastanie w takich warunkach nie pozostaje oczywiście bez wpływu na jego charakter i osobowość. Jest zamknięty w sobie, ma niewielki kontakt z rówieśnikami, niczym nie może im zaimponować, otacza go zła sława braci Strobbów. W internacie też jest samotny, najchętniej spędza czas w swoim pokoju nad maszyną do pisania. I nagle okazuje się, że te opowiadania, które tworzy, często za karę, zaczynają się podobać kolegom i nauczycielom.

Dorosły Gunther też nie radzi sobie w kontaktach z ludźmi. Jest samotnikiem, dla którego liczy się tylko pisarska pasja. Szybko zostaje ojcem z przypadku, ale matki dziecka nie potrafi pokochać. Widzimy, że walczy, że próbuje, ale same chęci nie wystarczą. Sytuacja go przerasta. I dopiero kiedy wreszcie osiągnie sukces, nieoczekiwanie, chyba nawet dla siebie, zostanie doceniony jako pisarz i zaczną go nie tylko wydawać, ale i pisać o nim w gazetach, pogodzi się ze swoim życiem i jakoś spróbuje naprawić błędy. Teraz okaże się, jak ważną osobą była dla niego babcia. Chociaż rzadko odwiedza stryjów w rodzinnej miejscowości, troskliwie zajmuje się staruszką pogrążoną w demencji. To tej prostej kobiecie, jej miłości zawdzięcza wszystko.

I jeszcze chciałabym zwrócić uwagę na wątek poboczny: to historia ciotki Rosie, siostry braci Strobbów. Długo nie wiemy o jej istnieniu, zjawia się nagle z córką, kiedy ucieka od męża, damskiego boksera. Mąż ma pieniądze, cóż z tego, kiedy bije, jest chamem, tyle że w garniturze i samochodzie. Przed laty uciekła z domu, zerwała ze swoim środowiskiem, teraz wraca. Ale do czego? Nie umie tak żyć. Szybko okaże się, że bracia w swojej beztrosce zdeprawują jej córkę. Pijacka scena w barze, do którego zabierają dziwczynkę, aby mógł ją poznać jej biologiczny ojciec, jest przerażajaca. Czy Rosie nie ma wyboru? Czy jej jedyną alternatywą jest powrót do męża brutala? Nie może, czy nie potrafi zacząć żyć na własny rachunek? Przed laty uwolniła się od pijackiej rodziny, ale teraz nie umie zrobić kolejnego kroku.

Niełatwo się ten film ogląda, na pewno trudno spędzić przy nim beztroskie dwie godziny, czułam się sponiewierana, ale na pewno nie pozostawił mnie obojętną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty