Tamta Melaszwili "Kos, kos, jeżyna"

Pod żadnym pozorem nie mogłam ominąć powieści gruzińskiej

pisarki Tamty Melaszwili "Kos, kos, jeżyna" (Filtry 2024; przełożyła Magdalena Nowakowska). Dlaczego? Bo Gruzja jest mi bliska, jak pewnie wielu osobom, do dziś wspominam moją lipcową podróż po tym pięknym kraju. A w podróży towarzyszyła mi bardzo dobra, przejmująca powieść chyba najbardziej znanej w naszym kraju gruzińskiej pisarki Nino Haratischwili "Więcej światła", która opowiada o trudnym okresie lat dziewięćdziesiątych. Teraz na Gruzję znowu przyszły ciężkie czasy, a ja z niepokojem śledzę to, co się tam dzieje. 

Zanim o powieści, chciałoby się napisać więcej o Tamcie Melaszwili, ale Filtry się nie popisały. Dowiemy się z ich strony, że jest pisarką, badaczką i aktywistką, co wydała, jakie nagrody zdobyła. A gdzie mieszka? W Gruzji czy może w którymś z europejskich krajów? Gdyby nie rozmowa Michała Nogasia z autorką o jej książce, nie poznałabym takich informacji. A tak wiem, że mieszka w Gruzji i bierze czynny udział w powyborczych protestach, które ogarnęły kraj. 

No a teraz czas już podzielić się refleksjami o samej powieści. Przyznam, że nie od razu mnie porwała. Miałam trudność z wejściem w powieściowy świat, a to dlatego, że książka napisana jest w formie monologu, w którym narratorka, Etero, zwraca się bezpośrednio do czytelniczki. Tak, do czytelniczki, a może do kogoś, komu swoją historię opowiada. I ta bezpośrednia forma początkowo mi przeszkadzała. Szybko jednak przyzwyczaiłam się do niej i zaakceptowałam.

Etero ma czterdzieści osiem lat i żyje samotnie w nienazwanym gruzińskim miasteczku gdzieś w jednej z górskich dolin w Imeretii. Od razu sprawdziłam, żeby sobie przypomnieć, jakie większe miasto znajduje się  w tym rejonie, no i okazało się, że to Kutaisi. Jak wynika z powieści, rodzinna miejscowość bohaterki latem pełna jest turystów, a kiedy sezon się kończy, życie uspokaja się, zamiera, a dotkliwe deszcze i błoto dają mieszkańcom w kość. Etero od wielu lat prowadzi w garażu swojego domu niewielki sklep z chemią przemysłową i kosmetykami. To daje jej samodzielność. Jej jedynym marzeniem jest spokojna, dostatnia starość, na którą odkłada pieniądze. Ma poukładane życie. Całe dnie spędza w sklepie, raz w miesiącu jedzie do hurtowni do pobliskiego większego miasteczka, tam spotyka się z kobietami, które ją prowadzą i które bardzo lubi, a potem sprawia sobie przyjemność i idzie do kawiarni na kawę i napoleonki. 

W swoim rodzinnym mieście Etero jest raczej obiektem kpin i pogardy. Uchodzi za dziwaczkę. Dlaczego? Bo żyje samotnie. Bo nigdy nie zdecydowała się wyjść za mąż, odrzucała wszystkich konkurentów. Póki żyli jej starszy brat i ojciec, którym usługiwała, można to było jeszcze tolerować, ale kiedy najpierw zabrakło jednego, a potem drugiego, wszyscy przyjmowali za pewnik, że Etero wyjdzie za mąż. Przecież potrzebuje męskiego opiekuna. Kandydaci byli, tym bardziej, że został jej w spadku dom i ogród. Tymczasem dla niej było to wyzwolenie. Jeszcze za życia ojca, kiedy stracił pracę w miejscowym muzeum, założyła sklep. Teraz mogła odpocząć i sama decydować o sobie, nie być niczyją służącą, bo do tego sprowadzał się jej los, odkąd zamieszkała w domu rodzinnym. Wcześniej po śmierci mamy, której właściwie nie znała, opiekowała się nią jedna z krewnych i ten czas wspomina jako najszczęśliwszy okres swojego życia.

Ale najbardziej to mi się poszczęściło w tym, że jestem panią samej siebie i na dodatek swoją własną powierniczką.

W patriarchalnym małomiasteczkowym środowisku wyjście za mąż oznacza rodzenie dzieci, opiekę nad nimi i usługiwanie wszystkim męskim i starszym członkom rodziny. 

(...) od małego wiedziałam, czym są mężczyźni. Że mężczyzna oznacza usługiwanie mu, opiekowanie się nim, spełnianie jego życzeń i nic więcej. Być może dlatego, że już jako dziecko zostałam służącą ojca i brata, ich praczką, sprzątaczką i kucharką, że zastąpiłam swoją zmarłą matkę w usługiwaniu mężczyznom.

Etero z w wyższością patrzy na znajome ze swojej miejscowości. Co mają z życia? Problemy z dziećmi i zapijaczonych mężów, którzy, bywa, że je zdradzają. Nawet jeśli u źródeł małżeństwa było uczucie, dawno wywietrzało razem z prozą życia i jego ciężarami. Tymczasem ona cieszy się wolnością i sama o sobie decyduje. 

Chce jej powiedzieć, nie, wykrzyczeć: czyś ty oszalała kobieto?! Spójrz na siebie, co ci dało zamążpójście?! Niech mnie diabli, jeśli moja wielka dupa i spędzone w sklepie lata nie są lepsze od twojego zszarganego zdrowia i złamanego życia! od twojego cierpienia!

I naprawdę tak jest - one im [młodym dziewczynom] zazdroszczą. Zazdroszczą młodego wieku, urody, ciekawości. Bo co im samym zostało? Nic! Młodość i uroda opadły z nich nagle jak łupina. A te dziewczyny są jak przestraszone sarny, uciekają od okrucieństwa matek tam, gdzie mają nadzieję znaleźć trochę ciepła i miłości. Ich jedyną drogą ucieczki jest wyjście za mąż, co tutaj oznacza pogrzebanie się za życia. Wejście do paszczy jeszcze bardziej okrutnego zwierza.

Ale nawet jej wolność ma granice. Etero panicznie boi się plotek, są sprawy, które musi utrzymać w tajemnicy. Nikt nie może się dowiedzieć, że nieoczekiwanie związała się z mężczyzną. Nie zdradzam tu niczego, bo taką informację znajdziemy w opisie powieści pochodzącym od wydawcy. O ile mieszkańcy jej miasteczka mogą jeszcze tolerować fakt, że świadomie odrzuciła możliwość zamążpójścia, traktując to jak osobliwe dziwactwo, o tyle romans samotnej kobiety z mężczyzną, w dodatku żonatym, postawiłby ją zupełnie poza społecznością. Tu, przecież nie tylko tu, nie mierzy się równą miarą mężczyzn i kobiet. Im wolno więcej, oni mogą zdradzać, mieć kochanki, one nie. A na ostracyzm nawet Etero nie może sobie pozwolić. 

 A jak ludzie przestaną do sklepu przychodzić? Co ja wtedy zrobię? Miałabym samotnie wyzionąć ducha, jak wszyscy by się ode mnie odwrócili?

Ten romans burzy uporządkowane, spokojne i dokładnie zaplanowane życie bohaterki. Wnosi do niego nie tylko namiętność i radość, ale i niepokój. Tym bardziej, że Etero jest w takim wieku, kiedy dla wielu staje się niewidzialna. Mogłaby być już babcią, gdyby miała dzieci. Z jednej strony akceptuje ten stan, przecież swoją starość ma dokładnie zaplanowaną i nawet cieszy się na nią, bo wreszcie odpocznie i skonsumuje zgromadzone na ten cel pieniądze. Z drugiej strony buntuje się przeciwko temu. Nie chce być niewidzialna, nie chce, by nazywano ją ciocią.

Dla tych młodych chłopaków jestem jak ściana w tym sklepie, patrzą na mnie chłodnym i obojętnym wzrokiem. Kilku nawet mówi do mnie "ciociu".

Jakby jednocześnie [czas] płynął i stał w miejscu, ale jednak płynął. Wszystkie lata, wiosny, jesienie i zimy są do siebie podobne. Czas stoi w miejscu, a ty lecisz gdzieś w przepaść. I nawet nie wiesz, nie czujesz, jak się staczasz.

Etero jest bohaterką, którą lubię, ale nie bez zastrzeżeń. Podziwiam jej wybór i siłę charakteru. Razić może jej pogarda dla otoczenia, dla koleżanek i kobiet z rodziny. Z drugiej jednak strony niczego dobrego od nich nie zaznała. One też nią gardzą. To świat, w którym kobieta taka jak Etero nie może liczyć na kobiecą solidarność. Mężatki trzymają się razem, nie ma wśród nich miejsca dla starych panien. Celowo używam staromodnego określenia stara panna, bo w tym świecie słowo singielka nie istnieje. Może w Tbilisi tak, lecz nie w tej górskiej dolinie. Ale kobieta kobiecie wrogiem także w rodzinie. To matki formatują tak swoje córki, sprawiają, że one powielają ich los.

W ogóle nie znałam mamy, nie pamiętałam jej, ale wcale nie chciałam jej mieć. Może by nie była dla mnie tak okrutna jak Cisana dla swojej córki? Byłaby! Po co mi było potrzebne jeszcze więcej okrucieństwa, kobiecego okrucieństwa? Bo ono jest jeszcze gorsze, bardziej bolesne niż to męskie, którego doświadczyłam od ojca i brata. Jak patrzyłam na inne dziewczyny, to odechciewało mi się mieć matkę, jakąś babę, która by mnie tylko jeszcze bardziej zniszczyła i stłamsiła.

Razić może też dosadny język bohaterki, mnie jednak taka dosadność nie przeszkadza.

W tle historii Etero, którą poznajemy z jej monologu, przewija się też najnowsza historia Gruzji, burzliwe lata dziewięćdziesiąte. To, co w  powieści "Więcej światła" Nino Haratischwili poznajemy dokładnie, tu jest zaledwie wspomniane. Ale kto zna tamtą książkę, lub interesuje się Gruzją na tyle, że orientuje się w jej najnowszej historii, ten będzie wiedział, o co chodzi.

Bardzo dobra powieść. A ponieważ zakończenie jest otwarte, nie daje mi spokoju myśl, jak dalej potoczy się  życie samodzielnej, silnej Etero, bo przecież jej wolność ma jednak granice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty