Z niejasnych dla mnie powodów interesuje mnie literatura
niemiecka, a że w Polsce niewiele się jej wydaje, sięgam po nią rzadko. Od jakiegoś czasu w mediach społecznościowych śledzę profil działającego od kilku lat projektu Buch, czyli książka, którego twarzą jest Natalia Prüfer, Polka mieszkającą od lat Niemczech działająca na rzecz popularyzowania literatury niemieckiej w Polsce i polskiej w Niemczech. Dzięki niemu od czasu do czasu dowiaduję się o nowościach książkowych z interesującego mnie obszaru. Warto wejść na stronę projektu, gdzie można znaleźć tytuły książek, którymi zajmowano się w ubiegłych latach. Tak wpadło w moje ręce kilka pozycji, między innymi bardzo dobre "Dżiny" Fatmy Aydemir, a ostatnio powieść "Wśród sąsiadów" (Sonia Draga 2023; przełożył Dariusz Guzik) znanej niemieckiej pisarki Juli Zeh. Przyznam, że wcześniej o tej autorce nie słyszałam, chociaż w Polsce ukazało się kilka jej książek, pierwsza w roku 2004, w trzech różnych wydawnictwach. Już wiem, że na pewno sięgnę po jeszcze jedną jej powieść ze względu na interesujący mnie temat, czy po coś jeszcze, zobaczę. Tak wiele książek, tak mało czasu, jak powiedział Frank Zappa. Cóż, trzeba wybierać.Akcja powieści "Wśród sąsiadów" rozgrywa się w Niemczech w pierwszej fazie pandemii. Jej bohaterką jest Dora, która mieszka w Berlinie razem ze swoim partnerem Robertem i pracuje w agencji reklamowej. Oboje mają poglądy liberalno-lewicowe i żyją sobie wygodnie w swojej bańce.
Ogólnie rzecz ujmując, wszyscy znajomi Dory uważają, że AFD jest okropna, są przeciwko zamykaniu się Europy, wzywają do ochrony klimatu i współpracy międzynarodowej, podkreślają historyczną odpowiedzialność Niemiec i zawsze przerywają rozmowę w chwili, w której należałoby zapytać, co właściwie się stanie, jeśli do Europy przybędzie pięć milionów uchodźców. W otoczeniu Roberta podobne pytania padały częściej. (...) Równocześnie podejrzenia o rasizm działały jak trucizna, która rozmowę o ratowaniu rozbitków w ciągu kilku sekund zamieniała w narastającą kłótnię.
Z czasem Robert staje się ekologicznym fanatykiem i coraz trudniej dzielić z nim życie, a kiedy wybucha pandemia, dostaje obsesji na punkcie wirusa. Dora zdaje sobie sprawę, że ich związek, między innymi z tych powodów, zaczyna przeżywać kryzys i postanawia przenieść się do Bracken, wioski w Brandenburgii, gdzie jakiś czas temu kupiła stary dom, nie mówiąc nic o tym Robertowi. Może przecież pracować zdalnie. Zabiera swojego ukochanego psa, Płaszczkę, pakuje najpotrzebniejsze rzeczy i wyjeżdża. I właśnie tam toczy się znaczna część akcji tej powieści.
Bracken to pewnie typowa wieś na obszarach dawnej NRD. Wyludniona, wykluczona komunikacyjnie, bez sklepu i szkół, bez miejsc pracy. Szybko okaże się, że życie bez samochodu, a przynajmniej roweru, jest tu właściwie niemożliwe. Nie można liczyć na autobus, bo kursuje bardzo rzadko, więc bez pomocy sąsiadów trudno się obejść. Mieszkająca w Berlinie Dora nie zdawała sobie sprawy, na jakie przeszkody napotka na zapomnianej przez wszystkich niemieckiej prowincji.
Trudno uwierzyć, że tak bogaty kraj może sobie pozwolić na istnienie regionów, w których niczego nie uświadczysz. Ani lekarzy, ani aptek, klubów sportowych, autobusów, pubów, przedszkoli ani szkół. Nie ma warzywniaka, piekarni, masarni. Regionów, w których emeryci nie mogą wyżyć z emerytur, a młode kobiety muszą pracować dzień i noc, by zapewnić dzieciom utrzymanie.
Nic dziwnego, że opuszczeni przez państwo mieszkańcy wpadają w łapy AFD.
Znacznie lepsze są małe plakaty rozwieszane na latarniach. Nie sposób przejść obok nich obojętnie. Trafić tam, gdzie doskwiera ból. Na przykład na ten przystanek autobusowy. Każda minuta spóźnienia autobusu to minuta dla prawicowych populistów. Nie potrafią uzdrowić lokalnego transportu, a do tego chcą wyeliminować diesla! Tak oto gniew przemienia się we wściekłość. A wściekłość w nienawiść.
Jedni głosują na prawicowych populistów, bo takie mają przekonania, inni robią to nie z powodu poglądów, ale dlatego, że są przeciwko polityce Angeli Merkel. Dora nie może zrozumieć, dlaczego Tom i Steffen, para gejów, która przy zbiorze szparagów zatrudnia cudzoziemców, wybiera AFD. Jak mogą głosować tak samo jak najbliższy sąsiad Dory, Gote, który od czasu do czasu urządza przed ich domem awanturę, wykrzykując rasistowskie hasła, pijany śpiewa ze swoimi kumplami nazistowską, zakazaną pieśń, a jakiś czas temu wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za atak z nożem w ręku na człowieka o poglądach lewicowych.
Ale sprawa nie jest taka prosta. Wszyscy oni są bardzo dobrymi sąsiadami. Pomagają Dorze, oswajają ją z jej nową, trudną rzeczywistością. Bez nich niełatwo by jej było sobie poradzić. A najbardziej życzliwy jest właśnie Gote, może dlatego, że to sąsiad zza płotu. Co robić? Jak odnaleźć się w takiej sytuacji? Jak ułożyć sobie stosunki z życzliwym sąsiadem, którego poglądy są nam zupełnie obce, a nawet wstrętne, nie do przyjęcia. Dyskusja nic tu nie da, nikt nikogo nie przekona. Ignorować? Nie przyjmować pomocy? Spierać się? Ograniczyć swoje kontakty do dzień dobry? A sytuacja coraz bardziej się komplikuje, bo wkrótce okaże się, że to on potrzebuje pomocy. Czy Dora może ignorować jego problemy? Nie unika rozmowy, nie chowa głowy w piasek. Pyta go wprost o tamten atak. Jego wersja różni się znacznie od wersji przedstawianej przez prasę. Jak było naprawdę? Komu wierzyć? Nie sposób dojść prawdy.
Słowa te brzmią prawdziwie, wspaniale je było wykrzyczeć. "Co jeśli jestem lepsza." Lecz w gruncie rzeczy zdanie to jest matką wszystkich problemów. Na obrzeżach Bracken i w skali globalnej. Powolną trucizną zżerającą ludzkość od środka.
Te słowa wymskną się Dorze nieprzypadkowo. Przecież zanim tu przyjechała, tak właśnie myślała, że jest lepsza. Tak myślą mieszkańcy jej bańki i wielu polityków. Nikt nie próbuje dociec, dlaczego tacy ludzie jak Gote mają rasistowskie poglądy i wybierają AFD. I nikt nie próbuje nic z tym zrobić. Ale pytanie, jak się ustawić w tej sytuacji, pozostaje aktualne. Czy wyjazd z Bracken coś zmieni?
Co jednak, myśli sobie, jeśli nowy sąsiad również okaże się nazistą? Może nie tuż za płotem, ale o kilka domów dalej? Jakiego dystansu potrzebuje lewicowy liberał do najbliższego neonazisty, by mógł żyć w spokoju? Czy wolna od nazizmu musi być cała wieś, a może nawet gmina? Okręg? A może cała republika?
Problem w tym, że ludzie o takich poglądach nie znikną, jeśli nawet nie będą jej najbliższymi sąsiadami. Przecież nie odgrodzimy się od nich murem, nie wyślemy na przysłowiowy Księżyc. Może wystarczy ich lepiej poznać, aby zrozumieć, skąd ich frustracja? Ale co potem?
Dora przysłuchuje się rozmowie na temat jakości najnowszych kosiarek automatycznych i uświadamia sobie, jak niewielka w zasadzie istniej polaryzacja. Nie ma Wschodu ani Zachodu, dołu ani góry, lewej czy prawej strony. Ani raju, ani apokalipsy, jak to niekiedy przedstawiają media oraz politycy. Zamiast tego mamy żyjących obok siebie ludzi. Ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu się lubią. Spotykają się i rozchodzą.
Chociaż wszyscy jesteśmy sąsiadami i mamy podobne problemy, a więc możemy żyć obok siebie, pytanie jednak pozostaje - gdzie jest ta granica, za którą wspólne koegzystowanie nie byłoby już możliwe? Skoro jest to powieść niemiecka i akcja toczy się w Niemczech, aż korci mnie, aby przenieść to pytanie w czasie. Czy Dora żyjąca w Trzeciej Rzeszy przyjmowałaby pomoc od sąsiada, który byłby strażnikiem w obozie albo jeszcze gorzej, jego komendantem?
Bardzo ciekawa książka o problemach współczesnych Niemiec. Chociaż zdarzają się fragmenty, na szczęście nieliczne, przypominające manifest, to jednak autorka stawia czytelniczki i czytelników w niewygodnej sytuacji, zadając trudne pytania. A poza tym powieść świetnie się czyta, akcja wciąga, komplikuje się. Zastanawiam się, czy w Polsce mamy książki dotykające tak bezpośrednio aktualnych problemów. W tej chwili przychodzi mi do głowy twórczość Anny Cieplak. Może o kimś zapomniałam, pewnie o kimś nie wiem.
A na zakończenie jeszcze jeden cytat z innego porządku, bo bardzo mi się spodobał.
Otchłanią jest wiedza, że wszelkie bycie jest tylko etapem przejściowym pomiędzy wciąż-nie-byciem a już-nie-byciem. Na drewnianej ławce można usiąść obok siebie, aby wspólnie patrzeć w dół. Przejściowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz