Sándor Márai "Zbuntowani"

Moja przygoda z twórczością wybitnego węgierskiego pisarza

Sándora Márai'a była krótka i ograniczyła się do dwóch powieści. Dawno temu przeczytałam "Pierwszą miłość", która bardzo mi się spodobała, kilka lat później "Żar", którym jakoś nie potrafiłam się zachwycić. Ale że Sándor Márai wyskakuje mi co jakiś czas z lodówki, od dawna miałam zamiar wrócić do jego twórczości. Na początek wybór padł na pięcioksiąg łączący się w całość stanowiącą "Dzieło Garrenów". I teraz dzięki bibliotece (polecam!) mój zamiar się zmaterializował i właśnie przeczytałam część pierwszą "Zbuntowani" (Czytelnik 2009; przełożyła Teresa Worowska). Mam już w domu część drugą, co chyba najlepiej świadczy o mojej opinii o powieści, o której dzisiaj.

Akcja "Zbuntowanych" rozgrywa się wiosną roku 1918 w mieście położonym z dala od frontów pierwszej wojny światowej, która wciąż jeszcze trwa i zbiera krwawe żniwo. Nie jest tajemnicą, że pisarz sportretował tu swoje rodzinne Koszyce, ale ich nazwę w książce zmienił. Bohaterami są owi tytułowi zbuntowani, czyli kilku uczniów kończących właśnie szkołę średnią. Jeden jest synem lekarza wojskowego, drugi pułkownika, obaj ojcowie są na wojnie, trzeci miejscowego kupca, a czwarty szewca. W tej części cyklu, którego zamiar narodził się później, dwaj bracia Garrenowie właściwie nie występują. Pojawią się dopiero w kolejnym tomie. Chłopcy zdali egzaminy maturalne, z jednym wyjątkiem, i wiedzą, że teraz czeka na nich, niczym miecz Damoklesa, armia, krótkie przeszkolenie i wyjazd na front. Staną się mięsem armatnim jak ich starsi koledzy. Taki los spotkał drugiego syna pułkownika. Właśnie wrócił z frontu bez ręki i teraz, chociaż starszy o kilka lat, z nudów, z frustracji, z braku celu, z powodu utraty złudzeń, bierze udział w ich ekscesach. Wcześniej nic ich nie łączyło, poza chodzeniem do tej samej klasy. Nagle, nie do końca wiadomo dlaczego, stworzyli bandę, jak sami się określają, bandę buntującą się przeciwko mieszczańskiemu światu rodziców, który doprowadził do tego, że ich jedyną perspektywą jest wojna, w dodatku nie ich wojna, i który im się nie podoba.

My się nie przygotowujemy do życia. (...) My się w ogóle nie przygotowujemy do niczego. Jeśli życie przygotowuje się do czegoś, to jego zdanie. My mamy zupełnie inne zdanie. (...) Nie mamy nic wspólnego z tym, co panowie robicie. Nie jesteśmy za to odpowiedzialni. (...)  Uważaj, ty też jesteś odpowiedzialny. (...) Zgodziłeś się pójść na font (...) Z twojego powodu ginęli ludzie. Z powodu ojca Erno też ginęli ludzie. Według mego skromnego zdania, odpowiedzialni za to są ci wszyscy, którzy się na to zgodzili. (...) Nie cierpię tego, czego nas uczą. Nie wierzę w to, w co oni wierzą. A teraz nie wiem, co będzie. Ale nie chcę z nimi żyć, nie chcę nawet, by dawali mi jeść. Dlatego tu jestem. Bo tu mogę naruszyć ich reguły.

A oni żyli w stanie wojny, swojej prywatnej wojny, która była całkowicie niezależna od wojny prowadzonej przez dorosłych; nie wątpili w to ani przez chwilę. 

Buntują się, przekraczając kolejne granice. Piją, grają w karty, kradną z domów rozmaite przedmioty, co jest przekroczeniem najbardziej istotnym, i gromadzą je w wynajętym pokoju w pensjonacie znajdującym się na obrzeżach miasta, zastawiają w lombardzie rodzinną srebrną zastawę należącą do rodziców jednego z nich, a pieniądze przepuszczają. Zafascynowani aktorem, który przybył na występy do miasta, bardzo często przebywają w jego towarzystwie. Konieczność wykupienia sreber  wpędzi ich w kłopoty, a znajomość z aktorem tylko je pogłębi i nieoczekiwanie postawi w sytuacji, która wprowadzi w ich życie wielkie zamieszanie, a szczególnie w życie jednego z nich. Aktor kpiąc z nich, a może nie, przekroczy granicę, która stanowi jeszcze większe tabu. Nie mogę pisać dokładniej, bo chociaż w żadnym razie nie jest to powieść przygodowa, a akcja, jeśli w ogóle można tu mówić o akcji, toczy się powoli,  największe znaczenie mają portrety bohaterów i oddanie ich stanu psychicznego, to jednak na koniec dochodzi do dramatycznych zdarzeń. 

Najbardziej uderzyła mnie samotność tych chłopców. Samotność będąca rezultatem sposobu wychowania przez dom i szkołę oraz abdykacji dorosłych, którzy zupełnie się nimi nie zajmują. Nic dziwnego, że uciekają z domów, bo nikt tam na nich nie czeka. Z domów, z których wieje przerażającym chłodem. Syn szewca mieszka w suterenie, gdzie w jednym pomieszczeniu jest warsztat i sypialnia. Ojciec też był na froncie, a to, co tam robił, spowodowało, że stał się dziwakiem głoszącym nawiedzone religijne kazania. Syn lekarza wychowywał się bez matki, która zmarła. Opiekowali się nim ojciec zajęty swoimi pasjami i ciotka, która najchętniej zajęłaby miejsce zmarłej. Syn pułkownika wychowuje się w patriarchalnym domu, w którym z matką nikt się nie liczy, ani mąż, ani synowie.  Uciekła w chorobę i w jakiś dziwny, pokrętny sposób próbuje sprawować władzę nad synami, aby zachować do siebie resztki szacunku. Syn kupca boi się wybuchów jego gniewu.

To świat, w którym kobiety całkowicie podporządkowane są mężczyznom. Jedne mają być matkami i posłusznymi żonami, inne służącymi, jeszcze inne zaspokajają męskie żądze w burdelach akceptowanych w tym mieszczańskim, idącym pod rękę z kościołem świecie. Jest jeszcze kategoria trzecia - biedaczki z dobrych domów, które nie wyszły za mąż i żyją na łaskawym chlebie krewnych. Z nimi też nikt się nie liczy. Co ciekawe, bohaterowie nie szukają cielesnych uciech, seksualnej inicjacji z służącą albo w domu publicznym. Czy to strach czy także bunt wobec świata ojców? 

Chociaż chłopcy trzymają się razem, to szybko okazuje się, że tak naprawdę niewiele ich łączy. Pogardzają sobą, są o siebie zazdrośni, rozgrywają swoje gierki, ktoś oszukuje podczas gry w karty, ktoś wynosi się ponad innych, syn szewca czuje, że nie należy do tego towarzystwa i choćby zrobił nie wiadomo co, nigdy nie będzie jednym z nich. Łączy ich tylko bunt, bunt głupi, który do niczego nie prowadzi. Z czasem zaczynają to rozumieć i nudzą się w swoim towarzystwie, ale nie ma w nich siły, aby zerwać ten układ. Nawet noc spędzona na scenie w teatrze, noc beztroskiej zabawy, fantazji skończy się deziluzją, okaże się fałszem, grą, podstępem. Co im zostaje? Niesmak, konflikty, tragedia, a na koniec wojna. Pójścia na nią oczekują od nich ojcowie, matkom pozostaje się pogodzić z tym, że ich synowie wyruszą na front.

- Panowie wkrótce staną do poboru (...) Wtedy też będą tacy elokwentni?

- Wtedy naturalnie nie będziemy elokwentni i wszyscy staniemy się odpowiedzialni. 

W pewnym momencie zaczynają rozumieć, że w swoim buncie nie są oryginalni, że w każdym mieście są tacy buntownicy, że buntowało się każde pokolenie i wkrótce  oni też staną się częścią tego znienawidzonego świata, a ktoś przeciwko nim wystąpi.

I pomyśleli, że wszędzie na świecie w miastach dorosłych, pomiędzy ich koszarami i kościołami istnieją małe bandy rozbójników, rządzące się własnymi prawami, i wszystkie podporządkowane tajemniczemu nakazowi buntu. Czuli, że już niedługo będą mieszkańcami tego szczególnego świata, i za kilka lat jakieś dziecko może ich uznać za wrogów. Było w tym coś bolesnego i nieuchronnego. Pospuszczali głowy.

Jak przyjemnie zanurzyć się od czasu do czasu w takiej literaturze, literaturze przez duże L, gdzie akcja jest niespieszna, gdzie bohaterowie są doskonale sportretowani, gdzie o coś chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty