Lucia Berlin "Instrukcja dla pań sprzątających"

Szczęśliwemu zbiegowi okoliczności zawdzięczam lekturę tej poruszającej książki. A było

tak. Gdzieś kiedyś mignęła mi bardzo dobra recenzja "Instrukcji dla pań sprzątających" nieznanej mi amerykańskiej pisarki Lucii Berlin (W.A.B. 2017; przełożyła Dobromira Jankowska). Ale że to zbiór opowiadań, darowałam sobie. Tytuł zapamiętałam, nazwiska autorki nie. Aż tu nieoczekiwanie Amanda Michalopoulou, której powieść "Dlaczego zabiłam moją najlepsza przyjaciółkę" bardzo mi się podobała, na spotkaniu autorskim zapytana o ulubione i ważne pisarki wymieniła Lucię Berlin. Po powrocie do domu rzuciłam się sprawdzać, cóż takiego napisała, no i mina mi lekko zrzedła, bo opowiadania to nie to, co lubię najbardziej. Widocznie jednak przeczytanie "Instrukcji dla pań sprzątających" było mi przeznaczone, bo dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiła się super atrakcyjna promocja na ebook. A kiedy ostatnio miałam taki czas, że kilka kolejnych dni nie sprzyjało lekturze, zabrałam się właśnie za opowiadania Lucii Berlin, bo krótkie formy lepiej się sprawdzają, kiedy czytamy z doskoku.

Najpierw było trudno. Pierwsze nie powaliło na kolana. Może dlatego, że bardzo krótkie? Potem też nie mogłam się wciągnąć. Brak czasu nie sprzyjał. Z opowiadaniami jest ten kłopot, że nie ma przestrzeni, aby zżyć się z bohaterem. A jeśli się uda, to już  trzeba czytać następne. Kiedy kończę powieść, muszę odczekać do następnego dnia z kolejną lekturą. Potrzebuję czasu, aby z niej wyjść. Trudno stosować taką taktykę przy opowiadaniach, bo trudno czytać jedno dziennie, szczególnie jeśli jest bardzo krótkie. Tak się przecież nigdy nie wciągnę, nie nawiążę relacji z książką. Jednym słowem koło się zamyka. Aż nagle zaskoczyło! I nie mogłam się oderwać. Trafiona zatopiona. To książka, która we mnie i ze mną zostanie. Rozumiem też, dlaczego Lucię Berlin polecała Amanda Michalopoulou, autorka powieści "Dlaczego zabiłam moją najlepsza przyjaciółkę". Ale o tym za chwilę.

Akcja tych opowiadań toczy się w małych amerykańskich górniczych miasteczkach, w Teksasie na pograniczu meksykańskim, w Oakland, w Meksyku, a nawet w Chile. Tylko jedno można by nazwać nowojorskim. To Ameryka w głównej mierze prowincjonalna, małomiasteczkowa, Ameryka zwykłych ludzi, często outsiderów, nieudaczników, narkomanów, alkoholików, biednych imigrantów z Meksyku. Oglądamy ją z perspektywy samoobsługowych pralni, małych sklepików, szpitalnych izb przyjęć, poczekalni gabinetów lekarskich, więzienia, zaglądamy do zwykłych mieszkań czy domków. Autorka operuje skrótem, przy pomocy kilku zdań kreśli realia, a mimo to świetnie oddaje atmosferę miejsca. Małej rodzinnej knajpy, w której żywią się górnicy, zagraconej pracowni dentystycznej, sali szpitalnej, meksykańskiej plaży, wysypiska śmieci na obrzeżach Santiago w Chile. Ale najważniejsi są bohaterowie i ich problemy. Po jakimś czasie zorientowałam się, że większość opowiadań układa się w całość. Stanowi rodzaj mozaiki - odpryski tego samego ludzkiego losu podawane w dowolnej kolejności. Dlatego wspomnienia z dzieciństwa, z młodości, mieszają się z doświadczeniami dorosłej, a nawet starej kobiety. Śmiało można opowiadania Lucii Berlin nazwać opowiadaniami o doświadczeniu kobiet.

Kim jest główna bohaterka, która występuje czasem pod różnymi imionami, ale, jak już wspominałam, po jakimś czasie orientujemy się, że najczęściej podglądamy życie tej samej osoby? To zarazem narratorka, kobieta o wielu twarzach, doświadczona przez los. Nazwałam ją sobie rebeliantką. Dlaczego? Bo prowadzi życie mocno nieuporządkowane. I w tym rozwichrzeniu przypomina mi nieco Marię, główną bohaterkę greckiej powieści, do której w tej notce już się odwoływałam. Łączy je także nie najszczęśliwsze dzieciństwo. Poza tym są jednak różne. Na czym polega nieuporządkowanie i rozwichrzenie bohaterki "Instrukcji dla pań sprzątających"? Zmienia miejsca, zawody, mężów, kochanków, czasem oni porzucają ją, ma czterech synów. Popełnia błędy. Ma za sobą wspomnienia nie zawsze szczęśliwego dzieciństwa i traumatyczne doświadczenia. Okaleczona fizycznie, z powodu skoliozy nosi gorset, czuje się inna, bywa samotna. Przerzucana przez dorosłych z miejsca w miejsce, nie zawsze umie się zadomowić. Za każdym razem oznacza to też oczywiście nową szkołę. Od początku towarzyszy jej doświadczenie alkoholizmu. Alkoholikiem był dziadek, matka, a potem ona. Opisy alkoholowego ciągu, delirium, kiedy trudno doczekać do rana, aż otworzą sklep z alkoholem, a przecież w domu śpią małe dzieci, są niezwykle przejmujące. Takich dojmujących historii jest tu dużo. Uderzają obuchem. Doświadczenie samotności, tęsknoty za kimś, kto odszedł albo umarł, choroby, śmierci, upływającego czasu, rozstania, narkotykowego głodu, relacje z najbliższą rodziną. Najbardziej przejmująca historia należy jednak do innej bohaterki - samotnej imigrantki z Meksyku, młodej dziewczyny, matki kilkumiesięcznego chłopca, która nie znając języka, miasta, zdana na łaskę i niełaskę obcych, wykorzystywana, zupełnie sobie nie radzi, co prowadzi do tragicznego finału. Czujemy jej wyobcowanie, nieporadność, wchodzimy w jej skórę, aż ciarki przechodzą po plecach. Co jeszcze? Wszystkie opowiadania o relacji miedzy narratorką, a jej młodszą siostrą. Opowiadanie o wakacjach spędzanych w Meksyku po śmierci męża. Wszystko jest na chwilę, każdy ma swoje życie, zahaczamy o siebie, a potem każdy idzie w swoją stronę. Jeszcze inne o młodej kobiecie w zaawansowanej ciąży, którą partner-narkoman wysyła do Meksyku po narkotyki. Czy historia relacji uczennicy i jej nauczycielki, lewicującej starej panny, z zaskakującym, przejmującym finałem. Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo. Świetne opowiadania, świetna książka. Jeszcze się z niej nie otrząsnęłam. Porusza, wciąga, nie pozwala zostać obojętną, skłania do refleksji. Po prostu trzeba przeczytać. Jakoś nie dałam się uwieść Alice Munro, przeczytałam tylko jeden zbiór opowiadań, drugi nadal leży na półce, a Lucią Berlin jestem zachwycona.

PS. I

Lucia Berlin pisząc swoje opowiadania, czerpała z własnych doświadczeń. To, co przydarza się jej bohaterce (-om), przydarzyło się i jej, o czym dowiadujemy się z posłowia.

PS. II

Amanda Michalopoulou na spotkaniu wymieniła jeszcze jedną autorkę, ale nigdy nie udało mi się odtworzyć jej nazwiska i odnaleźć jej śladu w internecie, czego bardzo żałuję.

PS. III

Właśnie w zapowiedziach wydawniczych na ten rok znalazłam informację, że W.A.B. idzie za ciosem i wiosną wyda kolejne opowiadania Lucii Berlin! Hura! Jest na co czekać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty