Stanisław Rembek "Ballada o wzgardliwym wisielcu"

Dostałam tę książkę kilka lat temu od bliskiej mi osoby. Z komentarzem, że warto, że bardzo ciekawa i żebym koniecznie przeczytała mimo mojej niechęci do opowiadań. Wzięłam i odłożyłam na półkę książek oczekujących na swoją kolej. Moje upodobanie dla form dłuższych z góry stawiało ją na na przegranej pozycji. Od jakiegoś czasu przekonuję się jednak do opowiadań, czemu kilkakrotnie dawałam w tych notkach świadectwo, ale "Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe" Stanisława Rembeka (Biblioteka Polityki; daty wydania brak) wciąż leżała na półce. Aż tu ostatnio (ostatnio to w tym wypadku dwa lata temu; o notce przypomniałam sobie, robiąc wakacyjne remanenty) sama wpadła mi w ręce, dosłownie. Pomyślałam, że dam jej szansę, bo właśnie po mojej ostatniej, postmodernistycznej, lekturze (chodziło chyba o "Nie dochodzą listy nienapisane" Michaiła Szyszkina) miałam ochotę na prozę tradycyjną.

Kto zacz Stanisław Rembek? A jego "Ballada"? Czytelniku tej notki, nie musisz oblewać się rumieńcem wstydu, jeśli nazwisko autora nic ci nie mówi. Jeżeli jesteś miłośnikiem filmu, być może oglądałeś "Wyrok na Franciszka Kłosa" zrealizowany kilka lat temu przez Andrzeja Wajdę chyba dla telewizji (ostatnio krążył po różnych filmowych kanałach). To też Rembek (1901-1985), pisarz zapomniany, pisarz-pechowiec. Mimo że jest autorem znakomitych książek, mało kto dziś te książki czyta. Po przeczytaniu "Ballady o wzgardliwym wisielcu" jestem skłonna przyznać rację komuś, kto pisał te słowa zamieszczone na okładce książki. Może nie jest to rzecz znakomita, ale bardzo dobra na pewno. Jednym słowem warta lektury.

Trzy dość obszerne opowiadania łączy temat - powstanie styczniowe. To wtedy toczy się ich akcja. Jeśli ktoś pomyśli, ale nudziarstwo, popełni wielki błąd. Dlaczego warto sięgnąć po zapomniane opowiadania zapomnianego pisarza? Nie tylko dlatego, że są świetnie napisane. Że to proza mięsista, taka ze znakomicie nakreślonym tłem, głębokimi, zniuansowanymi, ciekawymi portretami bohaterów, realistycznymi opisami. Proza, którą się czyta, proza, która wciąga od pierwszej do ostatniej linijki. To wszystko ważne, ale równie istotny jest temat - powstanie styczniowe. Rembek na kartach swojej książki ożywia pojęcie z podręcznika historii, wyciąga je z historycznego magazynu. Czytelnik za jego sprawą przenosi się w sam środek tamtych wydarzeń. I nie jest to obraz krzepiący. Oglądamy powstanie najpierw z perspektywy warszawskiej (to opowiadanie pierwsze). Frakcyjne walki, polityczne gierki, w których gdzieś gubi się sama idea. I nie liczy się człowiek. Gdybyż jeszcze poświęcano go z powodów ideowych. Ale tu chodzi tylko o partykularne, niskie rozgrywki. Dwa kolejne opowiadania przenoszą czytelnika na prowincję. Co ciekawe ich narratorami są Rosjanie walczący w carskiej armii. Zdarzenia poznajemy z ich perspektywy. Ale nie to wydało mi się najciekawsze. Największe wrażenie zrobiły na mnie historie zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w kleszczach historii albo losu. Terroryzowani przez obie strony, powstańców i rosyjską armię. Zginąć mogą z rąk jednych i drugich. Strach sieją Rosjanie bez litości wieszający za współpracę z powstańcami, właściwie wystarczy tylko samo  podejrzenie. Ale i powstańcze, często już zdegenerowane, oddziały wymierzają sprawiedliwość. Obie strony w bezlitosny sposób wymuszają na drobnych kupcach i wieśniakach aprowizację, dlatego głód, bieda, niedostatek to kolejne plagi gnębiące miejscową ludność. Z początkowego patriotycznego entuzjazmu niewiele już pozostało. Powstanie dogorywa, a cena, jaką przyszło zapłacić powstańcom i tym, którzy do powstania nie poszli, jest straszna. A przecież najgorsze ma dopiero nadejść, ale o tym bohaterowie tych opowiadań jeszcze nie wiedzą.

Osobne miejsce zajmuje w tym zbiorze opowiadanie pierwsze, o którym już wspominałam. Historia Polaka, prokuratora współpracującego z powstańcami, jest przejmująca. Nagle przez złośliwy los zostaje postawiony w sytuacji bez wyjścia, a wszystko dlatego, że chciał postąpić uczciwie. Nikt nie rozumie jego dylematu, każdy lekceważy jego opory. Poczucie zagrożenia, schwytania w sidła losu narasta. Realistyczny opis jego duchowych mąk miesza się z onirycznymi wizjami. Aż do zaskakującego finału.

A kto zasmakuje w tej prozie, niech sięgnie też po "Wierną rzekę" Żeromskiego. Wiem, wiem, to w powszechnej opinii ramota i nudziarstwo, ale zapewniam, że tak nie jest. Naprawdę warto spróbować. I tu obraz powstania jest przerażający. Mężczyźni poszli walczyć, a w domach zostały kobiety i starcy. I to oni, a właściwie one, muszą sobie jakoś radzić. Z głodem, niedostatkiem, z bezustannymi najazdami rosyjskich oddziałów. Samotne i samodzielne.

A komu nudny wydaje się temat powstania styczniowego, może potraktować oba teksty uniwersalnie. To opowieści o okrucieństwie wojny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty