Wiesław Myśliwski "Kamień na kamieniu"

Znowu sięgnęłam po Myśliwskiego. Pewnie nie nastąpiłoby to tak szybko, gdybym od roku

nie była szczęśliwą posiadaczką czytnika. [Uwaga! Teraz nastąpi pean na cześć czytnika, kto nie ma ochoty czytać, niech przejdzie od razu do drugiego akapitu, gdzie już będzie na temat.]  Tak, tak, szczęśliwą. Nie należę do tych malkontentów, dla których liczą się tylko książki papierowe. Nie powiem, żebym je całkowicie zarzuciła, mam jeszcze spory zapas na półce książek oczekujących, no i co jakiś czas coś kupuję. A to ze względu na zdjęcia, a to bo nie ma ebooka, a to wpadnie coś w taniej książce, no i obiecałam sobie, że najważniejszych dla mnie autorów, Amosa Oza, Miljenko Jergovicia i Philipa Rotha, będę czytać w tradycyjnej formie. Pewnie, że żal mi trochę, iż półki z kolorowymi grzbietami z Czarnego nie powiększą się, ale co robić, kiedy miejsca na nowy regał brak, a tytułów, których mogę się pozbyć, po kilku remanentach zostało już niewiele. Chociaż nie wyobrażam sobie mieszkania bez książek, to nie jestem jednak zwolenniczką zastawiania nimi każdej wolnej przestrzeni. Czytnik to znakomita alternatywa dla braku miejsca, poza tym jest naprawdę wygodny! No i tak się jakoś porobiło, że urosła mi już w nim w ciągu tego roku spora wirtualna półka książek oczekujących, a to za sprawą promocji, z których nauczyłam się korzystać, a jest ich na ebooki naprawdę dużo. Dlatego niekoniecznie kupuję to, co najnowsze, ale to, co od dawna tkwi na mojej liście książek, które chciałabym kupić, a akurat trafia się po okazyjnej cenie. I tak wpadły w moje ręce dwie starsze powieści Myśliwskiego, a że miałam akurat ochotę na porządną prozę, pewniaka, na którym się nie zawiodę, sięgnęłam po "Kamień na kamieniu" (Znak 2008). I jeszcze jedno,  początkującym czytnikowiczom polecam świetną stronę Świat Czytników.

No a teraz będzie już tylko o Myśliwskim. Jak wspomniałam, miałam ochotę na pewniaka, no i nie zawiodłam się. Rozumiem, że pewnie nie każdy go lubi, może kogoś zniechęca temat (ze mną też tak było), może kogoś chaos (tylko pozorny) wynikający z gawędziarskiego charakteru jego prozy, ja śmiało mogę wyznać, że go uwielbiam. Właśnie za gawędę i mistrzowskie operowanie językiem. Jak bardzo go podziwiam i bardzo zazdroszczę językowego słuchu i językowej wirtuozerii! Czytanie tej prozy to naprawdę literacka przyjemność, żeby nie napisać rozkosz. A kto Myśliwskiego jeszcze nie poznał, niech przynajmniej spróbuje i nie zniechęca się. Jakiś czas temu przeczytałam wyznanie jednego z tłumaczy pisarza, który stwierdził, że właśnie "Kamień na kamieniu" był dla niego wielkim przeżyciem, wstrząsnął nim, a może nawet jakoś przeorał (to ostatnie może być projekcją mojej niedoskonałej pamięci). Nie wyjaśniał dlaczego. Jeśli miał na myśli jakieś dojmujące doznanie metafizyczne, to nie stało się ono moim udziałem, a nie powiem, byłam ciekawa, czy coś takiego mi się przytrafi. Jeśli  myślał o wstrząsających, przejmujących scenach, to tak, jest ich tu trochę.

"Kamień na kamieniu" to, podobnie jak "Widnokrąg" i "Traktat o łuskaniu fasoli", monolog głównego bohatera. Pewnie (piszę pewnie, bo znam tylko te trzy książki) Myśliwski to autor jednej powieści. Ma swój rozpoznawalny styl, język i konstrukcję. To monolog-gawęda. Jak to gawęda jest niechronologiczna, dygresyjna, podporządkowana logice słowa mówionego. Każdy rozdział to wyjście od jakiegoś konkretu, jakiejś sprawy czy historii, a potem hulaj dusza, piekła nie ma, narrator skacze od skojarzenia do skojarzenia. Sprowadza nas w głąb swej pamięci, w głąb czasu. Ale to oczywiście chaos tylko pozorny, doskonale kontrolowany, a może okiełznany, przez autora. Bo z  każdym rozdziałem krąg poznania rozszerza się, aż w końcu poznajemy historię bohatera w całości. Ma też Myśliwski swój temat. To wieś, ale i styk miejskiego z wiejskim. Bo niektórzy  bohaterowie ze wsi uciekają. Na studia, do szkoły, do pracy. Rozpoznamy w jego powieściach pewne stałe motywy. Historie rodzinne, relacje rodzice - dzieci, poszukiwanie miłości, dorastanie, wojna, nieuchronny upływ czasu i zmiany. Stary świat przemija, pozostaje tylko w pamięci. "W kamieniu na kamieniu" symbolem takiej nieodwracalnej zmiany jest droga prowadząca przez wieś. Niegdyś bita, wysadzana drzewami, łączyła, bo była przyjazna. Stanowiła okno na świat, gdzie przysiadało się przed domem na ławeczce i przyglądało się idącym, jadącym (oczywiście drabiniastym wozem), zagadywało się, wymieniało uwagi, poplotkowało, pomędrkowało. Potem ta sama droga zaczyna dzielić. Odkąd ją wyasfaltowano, odkąd stała się drogą przelotową, rozcięła wieś, utrudniła życie, stała się nawet przyczyną tragedii głównego bohatera. Skończyły się sąsiedzkie pogawędki. Napisałam o tym, co wspólne dla Myśliwskiego, ale przecież każda jego powieść to krwista, odmienna historia, pełna znakomicie nakreślonych bohaterów i pełna mikro opowieści.

Bohaterem "Kamienia na kamieniu" jest Szymek Pietruszka. I choć wcale nie miał ochoty zajmować się ziemią, i nie był szykowany na dziedzica, to jednak właśnie on musi w końcu zająć się ojcowizną, chociaż ma trzech braci. A nie było to jego marzeniem, ba, pracy przy żniwach zawsze nienawidził. Bo ciężka. Dwaj bracia wyfrunęli do miasta i rzadko wracają, a kiedy już przyjadą, to nie czują się w rodzinnej chałupie u siebie. Krytykują i kręcą nosem. Miastowi. Trzeci też wyjechał, ale potem wrócił w tragicznych okolicznościach i pożytek z niego żadnego. Szymek Pietruszka to postać barwna. Targana namiętnościami, gwałtowna, zapalczywa. Jest twardy, stanowczy, uparty, umie postawić na swoim, ale umie też przyjąć los i pogodzić się z rzeczywistością, bo jak mówi: "Trza żyć (...), trza żyć. Bo co jest lepszego?" Świetny tancerz, hulaka i zabijaka, obiekt westchnień wielu panien, ale nigdy się nie ożenił, bo zawiódł się głęboko na swojej wybrance. W czasie wojny partyzant. Jego sława jako niezwyciężonego trwa jeszcze długo. To właśnie historie wojenne są tak bardzo wstrząsające. Logika gawędy powoduje, że śmiech i makabra sąsiadują ze sobą. Narrator bez trudu przechodzi od tego, co zwyczajne, zabawne, do tragicznych wojennych zdarzeń. Chociaż westchnie, zaduma się, to pogodzony jest z tym, co się zdarzyło. Było, minęło. Taki był czas, że się walczyło, zabijało, kochało, śmierci się nie bało. Mogła przyjść w każdym momencie. Ta melancholia, zgoda na to, co los przyniesie, świadomość, że życie to raczej trud, a szczęścia w nim niewiele, ot trochę chwil radości, którymi trzeba się cieszyć, świadomość, że i tak wszystko skończy się śmiercią, towarzyszy bohaterom powieści cały czas. Można to nazwać życiową mądrością, można fatalizmem. Pewnie dlatego motywem przewodnim opowieści Szymona Pietruszki jest pomysł zbudowania rodzinnego grobu, gdzie zbierze się całą rodzinę. Rodziców, braci, ich żony i siebie. To z tej opowieści wyrasta większość pozostałych, to do niej narrator stale powraca. Bohater "Traktatu o łuskaniu fasoli" był jak trzcina na wietrze, wszystko, co mu się w życiu zdarzało, było raczej przez przypadek, niż wynikało z jego woli, brał, co mu los dawał. Bohater "Widnokręgu" przeciwnie, świadomie kierował swoim losem. Szymek Pietruszka zmaga się z życiem, ma drobne marzenia, sam o sobie decyduje, ale rozumie, że nie wszystko od niego zależy i nie wszystko może mieć. Wie, kiedy odpuścić i pokornie przyjąć swój los.

Książki Myśliwskiego trzeba czytać. Są tak bogate, tak mądre, tak poruszające, ale i śmieszne, tak skrzą się wspaniałym językiem, że trudno oddać ich wielkość, w tej z konieczności krótkiej  blogowej notce (nawet jeśli jest długa, a nawet skandalicznie za długa jak na wymogi gatunku). Zakończę więc wezwaniem: Czytajcie Myśliwskiego!!! Powiedzieć, że to literacka przyjemność, to nic nie powiedzieć. To literacka rozkosz! (Aluzja do ulubionej frazy jednego z tuzów naszej literatury zamierzona.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty