Mam z tą książką kłopot. Słyszałam o niej, kiedy się ukazała. Same zachwyty, że dzieło wybitne, że ważne. Nie dziwiło mnie to, w końcu pisarz uznany, noblista. Chciałam ją wtedy kupić, ale odstraszyła mnie cena. Potem wielokrotnie sobie o niej przypominałam, wpisałam nawet na listę książek, które chcę przeczytać, ale w morzu innych lektur gdzieś mi uciekała. Wreszcie kilka lat temu sięgnęłam po inną powieść Bellowa, świeżo wydaną "Ofiarę", która również zbierała znakomite recenzje. I rzeczywiście książka okazała się świetna, miała wyraźnie zarysowany dylemat moralny dręczący głównego bohatera. Znowu przypomniałam sobie o "Darze Humboldta" i tak stale mając go gdzieś z tyłu głowy, sięgałam po kolejne książki. Aż tu nagle tej wiosny (tej oznacza wiosnę 2014, letni remanent trwa) natknęłam się na niego w mojej ulubionej taniej książce. Leżał sobie wśród innych pozycji na ladzie i czekał na mnie, a że jest sporych rozmiarów, nie sposób go było nie zauważyć. W taki sposób stał się moją własnością za śmieszną kwotę 12 złotych. Niedługo czekał na swoją kolej, bardzo byłam go ciekawa i tak oto wreszcie po kilku latach od wydania przeczytałam "Dar Humboldta" Saula Bellowa (Czytelnik 2011; przełożyli Krystyna Tarnowska i Andrzej Konarek).
Jak wspomniałam na początku mej notki, mam z tą powieścią kłopot. W żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, aby mi się nie podobała, abym żałowała lektury, ale po poruszającej "Ofierze" wydała mi się nieco rozczarowująca. Owszem, czyta się na ogół gładko, ale nie umiem dotrzeć do sedna. A przecież na pewno musi być tu coś więcej niż wartka, momentami wręcz szalona i zabawna akcja! Myślę, że brakuje mi backgroundu. Żeby naprawdę wgryźć się w tę powieść, trzeba by lepiej znać historię Stanów, więcej wiedzieć o procesach społecznych, atmosferze, być może o prądach artystycznych, po prostu lepiej znać historię Ameryki z czasów, kiedy rozgrywa się akcja powieści (zaczyna się jeszcze przed druga wojną, kończy mniej więcej w latach siedemdziesiątych). Dlatego mam wrażenie, że ślizgam się tylko po powierzchni, a to, co istotne, gdzieś mi umyka. Teraz, kiedy zwierzyłam się z moich rozterek, kiedy przyznałam się do bezradności, kiedy obnażyłam swoje dyletanctwo, czas wreszcie przejść do konkretów, do mojej niedoskonałej recepcji powieści, za którą Bellow dostał Pulitzera.
O czym jest "Dar Humboldta"? Jak go rozumiem? To historia dwóch pisarzy, starszego, poety Humboldta Fleishera, i młodszego, zafascynowanego nim Charliego Citrine'a. Opowieść o ich przyjaźni i artystycznej fascynacji młodszego starszym. Na pierwszym planie pozostaje jednak Charlie Citrine. To on jest narratorem, to on, zwracając się od czasu do czasu wprost do czytelników, snuje opowieść o swoim życiu i karierze, a że Fleisher odegrał w nim wielka rolę, siłą rzeczy jest stale punktem odniesienia. Kiedy Charlie był młodym, nie mającym grosza przy duszy chłopakiem, Humboldt cieszył się już sławą, jakbyśmy to dziś powiedzieli, kultowego poety. Wielbiący jego poezję Charlie jedzie do Nowego Jorku na spotkanie z nim. Fleisher to guru literackiego światka. Pełno wokół niego literatów i artystów, spotykają się w kawiarniach, dyskutują, balują. Citrine zostanie dopuszczony do tego towarzystwa, odtąd losy sławnego poety i marzącego o literackiej karierze chłopaka splotą się ze sobą. Będą się przyjaźnić i nienawidzić. Fleisher jest zajadłym dyskutantem, człowiekiem bardzo barwnym, wielbionym, ale też niezwykle trudnym w codziennym życiu. Zazdrosny o żonę do granic paranoi, nie stroni od alkoholu i innych używek, gwałtownik i tyran nie znoszący sprzeciwu. Żyje dawną sławą, niczego więcej już nie dokonał. Skłócony ze środowiskiem, skazany na samotność, popada w biedę i zapomnienie.
Gwiazda Humboldta przygasa, a Charliego Citrine'a wschodzi. Robi literacką karierę i pieniądze, które zawdzięcza sztuce wystawionej na Broadway'u, a potem sfilmowanej. Charlie cynicznie i szczerze nią pogardza. Przerobiona pod dyktando producenta przyniosła mu fortunę. Poznajemy go w momencie, kiedy jego kariera zwolniła i nieco przygasła. Nadal jego nazwisko robi wrażenie, ale od dawna niczego ważnego już nie stworzył. Goniąc za pieniędzmi, a potem je trwoniąc, oddając się uciechom życia, dokonując fatalnych życiowych wyborów, wikłając się w dziwne znajomości, popada w niezłe tarapaty. Jest naiwny, buja w obłokach, daje się wodzić za nos rozmaitym hochsztaplerom, kobiety go wykorzystują i tak rozmienia swoje życie na drobne. Gnębiony wyrzutami sumienia wobec nieżyjącego od dawna przyjaciela, ścigany przez byłą żonę, która bez przerwy się z nim procesuje, dociskany przez sąd, bez pieniędzy, ratunku szuka w antropozofii i ezoteryce. Historia Charliego Citrine'a obfituje w rozmaite zbiegi okoliczności, wariackie awantury, nieprawdopodobne przygody. Stale popada w kłopoty, z których usiłuje się jakoś wydobyć, angażuje w interesy z góry skazane na przegraną, ale on naiwnie wierzy, że zapewnią mu fortunę. Jego życie przypomina film, którego bohater na własne życzenie sprowadza na siebie rozmaite nieszczęścia.
Czyta się te opowieści bardzo dobrze, bo są momentami zwariowane i zabawne. Ale przecież nie o to chodzi. Nie możemy zatrzymać się na barwnej akcji, nie w tym wypadku, musimy sięgnąć w głąb. O czym więc naprawdę jest powieść Bellowa? O zmarnowanych talentach, o zdradzonej przyjaźni, o upadłych autorytetach, o samotności, a przede wszystkim o zwycięstwie pokusy nad sztuką. Dlaczego Charlie Citrine zatrzymał się w pół drogi i zmarnował literacki talent? Bo skusiły go łatwe pieniądze, omamił blichtr, obracanie się w towarzystwie polityków, zaszczyty i sława. O ile Fleisher wierzył w powinność artysty, o tyle dla Charliego literatura jest środkiem do wygodnego, barwnego życia. Ameryka, kapitalizm, liberalizm wystawiają artystę na próbę, oferują tyle pokus, że sztuka przegrywa.
Tak odczytałam tę historię. Mam jednak stale wrażenie, że jest tu coś jeszcze, coś, czego nie umiem odnaleźć, bo za mało wiem. Oczywiście warto po "Dar Humboldta" sięgnąć, ale na pewno jeszcze bardziej po "Ofiarę". Jest zwarta, nierozgadana, poruszająca i dotyka uniwersalnych, ważkich zagadnień etycznych. Tak czy inaczej do Bellowa chciałabym jeszcze kiedyś wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz