Nie, to nie jest książka o ptakach. Ani o drapieżnych, ani o innych. Kto zna spółkę autorską Michał Wójcik i Emil Marat, ten wie albo się domyśla, że "Ptaki drapieżne" (Znak 2016) to rzecz o drugiej wojnie światowej. Żeby nie było wątpliwości, na okładce znajdziemy informację, że jest to historia Lucjana Sępa Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK. Sięgnęłam po tę pozycję, bo nie tak dawno zachwycałam się tu głośną książką tej samej pary autorów zatytułowaną "Made in Poland". Był to arcyciekawy, bardzo poruszający wywiad ze Stanisławem Likiernikiem, żołnierzem Kedywu, pierwowzorem postaci Kolumba z powieści Romana Bratnego "Kolumbowie. Rocznik 20". (Kto dziś o niej pamięta? Kto ją czyta?) Ponieważ recenzje najnowszej książki też są bardzo dobre, liczyłam na podobne przeżycia. Tymczasem uczucia mam mieszane. Nie mogę powiedzieć, że "Ptaki drapieżne" nie podobały mi się, ale nie były ani tak odkrywcze, ani tak fascynujące jak rozmowa ze Stanisławem Likiernikiem. Lektura pozostawiła wrażenie niedosytu. Może rozmówca nie tak interesujący? Może autorzy zbyt spolegliwi? Może założenia nie takie?
Lucjan Sęp Wiśniewski to żołnierz dwóch oddziałów AK, które zajmowały się kontrwywiadem i wykonywaniem wyroków śmierci na Niemcach, ale także na Polakach, zdrajcach i konfidentach, w imieniu Państwa Podziemnego. Każdy rozdział składa się z fragmentów wywiadu z bohaterem książki i opowieści autorów. Wydawało mi się, że sporo wiem o latach okupacji, tymczasem zdobyłam wiele nowych informacji. Niezwykle ciekawe są partie książki opowiadające o funkcjonowaniu sądów Państwa Podziemnego, które decydowały, czy wydać wyrok śmierci, o rozpracowywaniu delikwenta (tak żołnierze kontrwywiadu i likwidatorzy nazywali skazanego), o roli kobiet, które miały niezwykle ważne i odpowiedzialne zadania w przygotowywaniu akcji - zbierały informacje o skazanym, jego zwyczajach, trybie życia, co łączyło się z wystawaniem godzinami na ulicy, śledzeniem, a to wszystko często w chłodzie, deszczu, potem przywoziły broń, a po akcji odwoziły ją do skrytki. Z równym zainteresowaniem czytałam historię oddziałów, które w czasie powstania warszawskiego stacjonowały w Puszczy Kampinoskiej. Frapująca i przerażająca jest opowieść o pierwszej, czy jednej z pierwszych, przeprawie kanałami ze Starówki na Żoliborz albo o beznadziejnej próbie zdobycia Dworca Gdańskiego. Ale głównym tematem książki są najbardziej znane akcje przeprowadzane przez likwidatorów. Niby to bardzo ciekawe, świetny materiał na film albo powieść. Wójcik i Marat oraz sam Sęp opowiadają barwnie i interesująco, umiejętnie budują napięcie, domyślam się, że wielu czytelników będzie czytać z wypiekami na twarzy, ale ... ale ja w pewnym momencie zaczęłam odczuwać przesyt. Za dużo tego, zbyt dokładne, zbyt szczególarskie. Autorzy lubują się w detalach, opowiadają o akcjach niemal krok po kroku. Podobne znużenie odczuwałam, czytając o kontrowersjach dotyczących oceny niektórych postaci albo samych akcji. To pewnie ważne dla historyka, ewentualnie dla kogoś bardzo zainteresowanego. Mnie aż takie szczegóły nie interesowały.
A rozmowa? Przyznam, że też byłam trochę zawiedziona. Niby autorzy pytają o sprawy ważne i kontrowersyjne. Jak to jest stanąć przed kimś i strzelić do niego? A co z przypadkowymi ofiarami? A pomyłki? Czy mogły się zdarzyć? Czy miał wątpliwości? Czy przeżywał? Czy myśli o ofiarach? Czy śpi spokojnie? Czy dostawali pieniądze? Czy załatwiali własne porachunki? Czy rywalizowali? Gdzie jest granica między koniecznym ryzykiem a brawurą? Dlaczego było tak mało wyroków na szmalcowników? Niestety Lucjan Wiśniewski dość zgrabnie zbywa te pytania, odpowiada gładko, ucieka od kontrowersji, a Wójcik i Marat nie dociskają. Próbują przywoływać wydaną przez Kartę książkę Stefana Dąmbskiego "Egzekutor", która swego czasu narobiła wiele szumu, ale Wiśniewski twardo zaprzecza, aby jego doświadczenia były podobne. Nawet fakt, że w momencie zakończenia wojny miał dopiero dwadzieścia lat, jakoś tu nie wybrzmiewa. Obawiam się, że jeśli po książkę sięgną młodzi czytelnicy zafascynowani wojną, okupacją, konspiracją, powstaniem, to tylko utwierdzą się w przekonaniu, że to była wspaniała, patriotyczna przygoda. Czy dotrze do nich okrucieństwo i zgroza tamtych czasów?
Wkrótce Wielka Litera wydaje kolejną książkę spółki Wójcik, Marat. Ja chyba chwilowo dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz