Na mojej półce co jakiś czas przybywają kolejne powieści mojego ulubieńca, Philipa Rotha, a ja, też co jakiś czas, systematycznie po nie sięgam. "Przeciwżycie" (Czytelnik 2009; przełożyła Zofia Zinserling) przeczytałam w czerwcu 2013 roku, notkę o książce napisałam również wtedy. To kolejna pozycja, której bohaterem i narratorem jest pisarz Nathan Zuckerman, chyba przedostatnia z cyklu ( o ostatniej pisałam; to moja ulubiona, niezwykle poruszająca "Duch wychodzi"). Powieść, o której dzisiaj, dotyka trzech zagadnień, które ściśle się ze sobą splatają.
Pierwsze z nich, co pewnie zrozumiałe, skoro bohaterem jest pisarz, to problem twórczości. Ile twórca czerpie w swoich książkach z rzeczywistości? Na ile fikcja miesza się z życiem? Co jest prawdą a co zmyśleniem? I wreszcie jak dalece wolno pisarzowi wykorzystywać w swojej pracy cudze życiorysy? Zuckerman całą swoją twórczość czerpie z życia. Obsesyjnie notuje wszystko, co wydaje mu się istotne, tworząc z tych zapisków, jak sam pisze, magazyn w swej fabryce pamięci (to też jego określenie). Wszystko może się przydać i wszystko może być wykorzystane. Właśnie to stało u źródeł konfliktu między pisarzem a jego najbliższą rodziną. Po wydaniu jednej z powieści obrazili się na niego rodzice i brat Henry, który nie może mu wybaczyć, że jej bohaterami zostali właśnie oni, w dodatku ukazani w niekorzystny i nieprawdziwy sposób. Właściwie wszystkie bliskie mu osoby, które czytały jego książki, boją się, że zostaną sportretowane w kolejnych. To bywa powodem nieporozumień a nawet rozstań. Może dlatego Zuckerman wiedzie żywot samotnika, z dala od rodziny, porzucany przez kolejne kobiety? Zajęty tworzeniem powieści, w których, wychodząc od swoich korzeni, bada inne możliwości. I to są owe tytułowe przeciwżycia.
Tak doszłam do kolejnego tematu powieści. Roth-autor i Zuckerman-bohater-pisarz pokazują, jakie mogą być konsekwencje naszych decyzji. Co się stanie, kiedy podążymy za swoimi marzeniami, pragnieniami, zrywając z dotychczasowym życiem. Obaj stawiają swoich bohaterów wobec wyborów najważniejszych. Kładąc wszystko na jedną szalę, czasem ryzykują życie. Pytanie, czy warto? Czy warto dla odzyskania męskości poddawać się ciężkiej operacji? Jakie koszty zapłacimy, jeśli dla miłości zmienimy całkowicie środowisko? Czy można odejść od rodziny, aby zmienić wszystko? Czy warto porzucać samotność, aby w dojrzałym wieku zrealizować pragnienie bycia ojcem, które się nagle pojawiło? Jak daleko wolno się posunąć w swoich pragnieniach? Kiedy są to tylko egoistyczne zachcianki, a kiedy odzyskiwanie prawdziwego siebie? Roth i Zuckerman snują przeciwżycia swoich bohaterów. Pozwalają im sprawdzić, co się stanie. Zajrzeć na drugą stronę lustra. Taka jest moc literatury. Dzięki temu zabiegowi czytelnik stale jest zaskakiwany i trzymany w napięciu. Co jest prawdziwym losem bohaterów, a co jest szkicem wyjętym z magazynu fabryki pamięci Zuckermana? W swojej powieści Roth stale wodzi nas za nos.
I ostatni temat, stały motyw twórczości pisarza, to problematyka żydowska. Roth zastanawia się, jaką postawę powinni przyjąć Żydzi wobec reszty świata. Pokazuje ich kilka. A więc Żydzi amerykańscy, którym wystarczy tylko świadomość swoich korzeni. Żyją w kontrze do losu swoich rodziców. Nie są religijni, nie katują się Holokaustem, nie zastanawiają się, co myśli o nich świat. Nie czują się prześladowani czy dyskryminowani. Przeciwnie, mają się znakomicie. I to właśnie oni są znienawidzeni przez niektórych Żydów mieszkających w Izraelu, tych, którzy budują osiedla na Zachodnim Brzegu. Akcja powieści toczy się w roku 1978, kiedy osadnictwo dopiero się rozkręca. Roth w swojej powieści prezentuje ideologię, która za tym stoi. Przekonanie o konieczności powrotu do Judei, żydowskiej kolebki. Potępianie zeświecczonych Żydów ze Stanów i z Tel Awiwu. Tak, zdaniem bohatera, fanatyka mieszkającego w jednym z osiedli, dokonuje się prawdziwy Holokaust rękami samych Żydów. Tak Żydzi tracą swą podmiotowość, bo chcą upodobnić się do nie-Żydów, chcą im się przypodobać. Jest wreszcie jeszcze inna postawa reprezentowana przez zwariowanego młodzieńca, który remedium na antysemityzm, odnajduje w zaprzeczaniu Holokaustowi. Nie przypominajmy gojom ich win, a oni przestaną nas nienawidzić. Żydami będziemy i bez Holokaustu. I jeszcze inna możliwość, a łączy się z nią, chyba najciekawsza, opowieść o amerykańskim Żydzie, który przeprowadza się do Anglii. W Ameryce w ogóle nie zastanawiał się nad swoim żydostwem, tu nieoczekiwanie dla siebie spotyka się z zawoalowanym, głęboko zakorzenionym, często nieuświadamianym antysemityzmem, co zmusza go do zrewidowania swojej postawy. Nagle to, co w nim żydowskie, a do czego wcześniej nie przywiązywał wagi, staje się ważne. Broniąc się, oburzając, na nowo definiuje siebie. Czy przy okazji staje się przesadnie drażliwy? To zarzuca mu jego ukochana, Angielka, a on ją oskarża o nieuświadomiony antysemityzm, o którym przed chwilą pisałam. Spór pomiędzy parą bohaterów jest bardzo ciekawy. Stawia pytania o granice politycznej poprawności (chociaż samo pojęcie nie pada), o prawo do przewrażliwienia na swoim punkcie czy wreszcie o ów podskórny, często nieuświadamiany antysemityzm przejawiający się na przykład w języku. Chociaż powieść powstała w 1986 roku przedstawiane zagadnienia są bardzo aktualne. Można iść tym tropem dalej poszerzyć pole rozważań o rasizm i problemy mniejszości.
"Przeciwżycie" to intelektualna przygoda zmuszająca czytelnika do myślenia, stawiania pytań, konfrontowania się z własnymi przekonaniami. Bliżej jej do "Operacji Shylock" niż do "Wzburzenia", "Nemezis" czy powieści "Duch wychodzi". Bardzo ciekawa i bardzo dobra. Po przeczytaniu już (albo dopiero) siedmiu książek Rotha (ile jeszcze przede mną!), mam już swój prywatny ranking. Najbardziej lubię te, w których pisarz dotyka zagadnień egzystencjalnych, one mnie prawdziwie poruszają, przejmują. To właśnie "Wzburzenie", "Nemezis" i "Duch wychodzi". Ale to nie znaczy, że po "Przeciwżycie" sięgnąć nie warto. Przeciwnie. Trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz