Igor T.Miecik "14:57 do Czyty", Andrzej Muszyński "Południe"

Od miesiąca nie byłam w kinie! Posucha! A jedyny film, chiński "Dotyk grzechu", który chcę zobaczyć, grają o takiej porze, że do ceny biletu musiałabym dorzucić koszty taksówki. Nic straconego, od piątku zmienia się godzina emisji. Wobec tego za tydzień będzie wreszcie o filmie, a dziś o dwóch książkach, które zostały wydane przez moje ukochane wydawnictwo Czarne w serii Reportaż. Pierwsza,  "14:57 do Czyty" Igora T.Miecika (Czarne 2012), to, jak łatwo zgadnąć, reportaże  z Rosji, druga, "Południe" Andrzeja Muszyńskiego (Czarne 2013), teksty o umownym południu, czyli Azji, Afryce, Ameryce Południowej i krajach Maghrebu. Obie ciekawe i warte lektury, mnie szczególnie zauroczyła ta druga. Ale po kolei.

Niewielka książeczka Igora T.Miecika składa się z dwunastu reportaży drukowanych w prasie w latach 2000-2005. Może komuś wyda się, że nie warto sięgać po literaturę faktu z taką datą ważności, ale to nieprawda. Nie sądzę, aby straciły swoją aktualność, Rosja bardzo się przecież od tamtego czasu nie zmieniła,  szczególnie mentalność jej mieszkańców. A są to właśnie teksty przede wszystkim o ludziach. O ludziach zwyczajnych: pasażerach kolei transsyberyjskiej, uczniach i uczennicach elitarnych szkół, które w zamyśle ich twórców mają kształcić przyszłą elitę kraju, kobietach odsiadujących kary w gułagu czy młodych chłopakach szukających szczęścia w tak zwanych walkach bez reguł. Wreszcie o ludziach dotkniętych przez historię: bliskich ofiar marynarzy z okrętu podwodnego Kursk, szahidkach, także tych, które dokonały zamachu w moskiewskim Teatrze na Dubrowce, mieszkańcach moskiewskiego domu wybudowanego w czasach stalinowskich dla ludzi związanych z władzą czy weteranach wojen, drugiej i czeczeńskiej. Zawsze jednak bohaterami reportaży Miecika są ludzie przeciętni, raczej ze społecznych nizin. Mieszkańcy strasznych, brzydkich miejsc takich jak Murmańsk odrażający swą szpetotą. Poszkodowani przez los, bezradni w swoim cierpieniu, pozbawieni jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa, szukający sprawiedliwości na własny rachunek, indoktrynowani przez polityków, ideologów, szemrane autorytety. Jednym słowem marionetki w rękach losu, historii, polityki. Wielu z nich marzy o lepszym życiu, dlatego na różne sposoby próbują się wyrwać ze swoich środowisk, często na skróty, co prowadzi ich do gułagów albo na areny krwawych walk, na których zarabiają bogacze. Nawet jednak jeśli próbują dojść do czegoś ciężką pracą, jak uczniowie wspomnianych przeze mnie elitarnych szkół czy członkowie młodzieżowej organizacji Nasi, padają ofiarą rozmaitych politycznych hochsztaplerów czy nauczycieli, których poglądy na historię czy politykę są często dziwne. Wielu to ofiary wielkiej polityki czy odwiecznych konfliktów targających narodami zamieszkującymi Rosję. Tak jest z mieszkańcami Biesłanu, którzy stracili bliskich w terrorystycznym zamachu na szkołę, wspomnianymi szahidkami czy weteranami wojny czeczeńskiej, którzy kiedyś wysłani przez swoje państwo na rzeź, dziś w samotności muszą przeżywać  traumy, bo mordowali i byli mordowani. Obraz Rosjan i Rosji wyłaniający się z tych reportaży jest czasem tylko smutny, często zatrważający. Biedni ludzie, tytuł powieści Dostojewskiego, doskonale nadaje się na puentę.

A teraz o "Południu" Andrzeja Muszyńskiego. Jak to czasem bywa w moim wypadku, sięgnęłam po tę książkę po wysłuchaniu rozmowy z autorem (w moim ukochanym radiu oczywiście). Tak mnie zainteresowała, że postanowiłam kupić natychmiast, ale że po drodze przytrafiły się wakacyjne podróże, przeczytałam dopiero teraz (teraz to znaczy w sierpniu; trochę ten wpis czekał na swoją kolej). Polecam ją nie tylko dlatego, że, jak to reportaż, ma walory poznawcze, ale także dla przyjemności, jakie sprawia jej czytanie. Widać, że autor ma zacięcie literackie (w październiku w tym samym wydawnictwie ukazał się jego fabularny debiut, zbiór opowiadań "Miedza"). Muszyński operuje skrótem, jego teksty są skondensowane, ale znać w nich literacki oddech. Niektóre to króciutkie miniaturki, zwane ulotne, zapis chwili, wrażenia, skojarzenia, refleksji. Jakby autor zastanawiał się nad czymś, co zwróciło jego uwagę, jakby próbował rozgryźć zagadkę, tego, co obserwuje. Raz snuje rozważania o tym, dlaczego jedne miejsca przyciągają ludzką ciżbę, a inne pozostają puste, innym razem rozmyśla o fryzjerach, którzy strzygli go w różnych częściach świata, albo opowiada o tym, jak kupował koszulę na targu w Gabonie. Inny rodzaj tekstów to rasowe reportaże, drukowane wcześniej w gazetach, o sprawach ważnych: wstrząsający o rządach Czerwonych Khmerów w Kambodży, pobudzający do refleksji nad rolą przypadku tekst o tunezyjskim początku arabskiej wiosny czy napisany w formie kryminalnej telenoweli reportaż o konflikcie indiańskich plemion z latyfundystami w Wenezueli. To one właśnie mają ów walor poznawczy, o którym wspomniałam, a poza tym są zwyczajnie ciekawe i poruszające. A wreszcie teksty z innej bajki, które przeniosły mnie w świat lektur dzieciństwa. To dramatyczne, przygodowe, trzymające w napięciu (chociaż wiemy, że zakończone pomyślnie) budzące podziw dla dokonań autora, który jest nie tylko reporterem i pisarzem, ale też, a może przede wszystkim, podróżnikiem, relacje z jego niezwykłych wypraw: samotnej wędrówki przez pustynię Atakama w Chile czy pokonania dżungli Mukongo, tym razem w towarzystwie dwóch innych podróżników i tragarzy. Do tej serii należy też opowieść o niesamowitej podróży autobusem, bo na pociąg zabrakło biletów, z La Paz do Rio de Janeiro. Te rozdziały, szczególnie dwa pierwsze, czyta się z wypiekami na twarzy. Każdy z nich mógłby dać asumpt do napisania powieści podróżniczo-przygodowej, od której nie można by się oderwać. Ale może dobrze, że czytelnik dostaje je w takiej krótkiej formie, bo kondensacja świetnie tym tekstom robi. Ale od czasu do czasu do telegraficznego stylu zakrada się jakieś lekkie, poetyckie niemal, zdanie, co przenosi opowieść w inne rejony. Dla porządku dodam jeszcze, że książka podzielona jest bardzo klarownie na cztery rozdziały (Azja, Maghreb i tak dalej), a całość zamyka rozdział, w którym autor w charakterystyczny dla siebie sposób zastanawia się, gdzie zaczyna się owo tytułowe południe, które go tak bardzo fascynuje. Na koniec chcę, aby jeszcze raz mocno wybrzmiało, że lektura zbioru reportaży i refleksji Andrzeja Muszyńskiego to naprawdę duża przyjemność, mimo że kilka tekstów traktuje o sprawach tragicznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty