Mam z tą książką kłopot. To pierwsza chińska powieść, jaką przeczytałam. Bardzo lubię chińskie kino obyczajowe i jeśli tylko jest okazja, idę do kina, ale z chińską literaturą jakoś do tej pory się nie zetknęłam. A Eileen Chang, pisarka od 1955 roku do śmierci mieszkająca w Stanach, jest autorką opowiadania, na podstawie którego powstał scenariusz do znakomitego filmu Anga Lee "Ostrożnie, pożądanie". W Polsce wyszły dotąd dwa tomy jej opowiadań (w jednym z nich znajduje się to, o którym wspomniałam), ale, jako że nie przepadam za krótkimi formami, to po nie nie sięgnęłam. Skusiła mnie dopiero powieść "Gorzkie spotkanie" (W.A.B. 2011; przełożyła Katarzyna Kulpa). No i mam z nią problem, a nawet kilka, a tak wiele sobie obiecywałam!
Pierwszy to rozczarowanie. Być może odpowiada za nie film Anga Lee, który tak bardzo mi się podobał, że obejrzałam go dwa razy i pewnie jeszcze kiedyś do niego wrócę. Kto widział, ten wie, że ta opowieść miłosna z historią w tle, aż kipi od namiętności i uczuć. A ponieważ temat książki jest nieco podobny, spodziewałam się równie intensywnej dawki emocji. Nic bardziej mylnego. Powieść jest raczej chłodna, a emocje ukryte gdzieś między wierszami. "W swojej rozpaczliwej samotności matka potrzebowała choć jednego ciepłego wspomnienia." - podobne zdania należą do rzadkości. Nie wiem, czy taki jest styl autorki, czy też wpływ na to miało to, że "Gorzkie spotkanie" wyszło dopiero po jej śmierci. Nigdy nie zdecydowała się go wydać ze względu na liczne wątki autobiograficzne. Jej wydawca obawiał się, że pierwowzór jednego z bohaterów powieści, dawny kochanek i mąż pisarki, przypuści na nią atak. Jest wielce prawdopodobne, że czytelnik dostaje do rąk powieść niedoszlifowaną. Być może pisarka dopracowałaby ją jeszcze, gdyby zdecydowała się na wydanie. Jej wydawca miał do tej książki poważne uwagi, o czym czytelnik dowiaduje się z urywków korespondencji zamieszczonych w posłowiu. Ale może odpowiedź jest jeszcze inna. Eileen Chang była też autorką scenariuszy filmowych, a "Gorzkie spotkanie" ma w sobie coś ze scenariusza. I nie chodzi tylko o emocje, których czytelnik musi się domyślać. Mam trochę wrażenie, że dostajemy tu zarys bardzo bogatej w liczne wątki, rozbudowanej opowieści, ale właśnie tylko zarys. Bo jest to historia nie tylko głównej bohaterki, młodej dziewczyny, Julii Sheng, ale i jej licznej rodziny: matki, ojca, jego drugiej żony, brata i wreszcie ciotki. Na kartach powieści znajdziemy też mnóstwo innych postaci: znajomych, przyjaciół, dalszych krewnych. A za każdym ciągnie się jakaś historia. Kondensacja sprawia, że dość łatwo zagubić się w licznych wątkach. Brakuje narracyjnego mięsa. Autorka swobodnie przerzuca się od miejsca do miejsca, od wątku do wątku, za nic ma upływ czasu. Bywa że między jednym wersem a następnym mija na przykład miesiąc. A może Chang była po prostu mistrzynią krótkiej formy, a gorzej radziła sobie z powieścią? Rozwodzę się tak nad tym, bo mnie ta kondensacja przeszkadza. Jestem miłośniczką rozbudowanej narracji, długaśnych opisów, opasłych powieści. Sześćset stron mi nie straszne, tu dostałam zaledwie trzysta, a materiału było na więcej.
Kolejny kłopot to background, a właściwie jego brak. Niewiele wiem o Chinach, wiedzę o tym kraju mam powierzchowną i bardzo przeszkadzało mi to w odbiorze powieści. Obawiam się, że moja interpretacja tej powieści jest skażona europejskim punktem widzenia. Nie wiem, co jest kwestią chińskich obyczajów, a co kwestią indywidualną. A to kluczowa sprawa dla zrozumienia głównej bohaterki, Julii. Czy jej dzieciństwo i młodość spędzone w domu rodzinnym uznać za nieszczęśliwe? Tak nakazuje mi mój europejski punkt widzenia. Ale może jest niewłaściwy? Może takie zimne, chłodne, pozbawione ciepła wychowanie dzieci było w Chinach w latach trzydziestych i czterdziestych zeszłego wieku czymś zwyczajnym? Na ile matka Julii, Rachel, jest kobietą ekscentryczną, nowoczesną i nieszczęśliwą w swym wiecznym poszukiwaniu szczęścia, a na ile to znowu kwestia innej obyczajowości? Czy to, że po rozstaniu z mężem zostawia swoje dzieci na łasce jego i jego drugiej żony, a sama udaje się w latami trwającą podróż po świecie, przy okazji zmieniając mężczyzn jak rękawiczki, było czymś zwyczajnym wśród zamożnych warstw chińskiego społeczeństwa? Oszczędna narracja nie ułatwia niestety orientacji w tych kwestiach. Kolejne pytanie: na ile dość swobodne obyczaje panujące w środowisku głównej bohaterki nie budziły w Chinach w tamtym czasie zdziwienia? Czy normy moralne rozluźniła trwająca wojna japońsko-chińska a potem światowa? Czy zawsze takie były? Liczne żony, konkubiny egzystujące obok siebie, wiedzące o swoim istnieniu, niejednokrotnie mieszkające pod jednym dachem to norma w tamtym okresie? Wbrew pozorom to nie są pytania bez znaczenia. Bo gdybym miała spojrzeć na Julię z mojej europejskiej perspektywy, to powiem, że jest to zamknięta w sobie, nieśmiała, niepewna siebie młoda dziewczyna, a potem kobieta, a źródeł jej osobowości trzeba szukać w jej dzieciństwie i młodości, w relacjach z rodzicami. Odtrącona przez wiecznie podróżująca matkę, maltretowana psychicznie przez uzależnionego od opium ojca i jego drugą żonę, przystań znajduje w domu ciotki, Trudy, kobiety samodzielnej, singielki, jeśli przyłożyć dzisiejszą miarę (a nie wiem, czy wolno). Potem wdaje się w romans ze starszym od niej krytykiem (Julia próbuje swoich sił jako pisarka), ale nie jest jedyną kobietą w jego życiu. Pomijam żony, które jej nie przeszkadzają, ale są i inne, więc Julia cierpi, ale długo nie umie się od niego uwolnić. A ryzykuje tym bardziej, że jej ukochany współpracuje z kolaborującym z Japończykami rządem, więc po wojnie zostaje uznany za zdrajcę. Nie jestem jednak pewna, czy tak powinnam na nią patrzeć. Może jej dzieciństwo nie było wcale takie nadzwyczajne? A jak traktować te liczne kobiety w życiu jej kochanka? O żony nie jest zazdrosna, o pozostałe tak. Czy Shao Zhiyong jest draniem żerującym na jej uczuciu, a ona zaślepioną miłością, nieszczęśliwą, wykorzystywaną kobietą? Ja ich tak odbieram, ale czy słusznie?
To wszystko sprawia, że chociaż powieść przeczytałam ze sporym zainteresowaniem, emocjonalnie pozostałam obojętna. Nie wzruszyłam się jakoś szczególnie losem Julii Sheng. A szkoda, bo jej historia ma potencjał frapującej, kipiącej emocjami opowieści. Tym bardziej, że osadzona jest w trudnych, wojennych i tuż powojennych czasach, a bohaterowie muszą się zmagać z biedą, głodem i politycznymi wyborami. Mimo rozczarowania, jakiemu dałam wyraz, dam Eileen Chang jeszcze jedną szansę, jeśli tylko wyjdzie jej kolejna powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz