György Dragomán "Biały król"

Dziś będzie o książce zapomnianej, bo wydanej w Polsce prawie

dwadzieścia lat temu. Seria, w której się ukazała, też należy już  do przeszłości. To "Biały król" György'ego Dragomána (Czarne 2007; przełożyła Elżbieta Cygielska) z porzuconej przez wydawnictwo serii Inna Europa, Inna Literatura. Obiecałam sobie, że poszperam w tym cyklu, bo można tam znaleźć prawdziwe perełki. Ot, choćby niedawno czytałam "Pływaka" Zsuzsy Bánk

A jak wpadłam na "Białego króla"? Od dawna miałam ochotę wybrać się na spotkanie Klubu Książki Środkowoeuropejskiej, ale zawsze coś mi nie pasowało. Kiedy przeczytałam listę tytułów na kolejny sezon, zainteresował mnie właśnie ten - uznałam, że to coś dla mnie.

Najpierw kilka słów o autorze. György Dragomán jest Węgrem urodzonym i wychowanym w Rumunii. Kiedy miał piętnaście lat, a był to rok 1988, jego rodzina przeniosła się na Węgry, gdzie (chyba) do dzisiaj mieszka. Wydał trzy książki. Dwa lata temu w innym wydawnictwie ukazała się jego powieść "Stos", którą mam w czytniku, ale zabierając się za "Białego króla", oczywiście nie skojarzyłam autora. Jest też tłumaczem.

"Biały król" to zbiór opowiadań, połączonych osobą narratora i innych postaci, o dzieciństwie spędzonym w komunistycznym kraju nigdzie w książce nienazwanym. Są jednak dwa tropy, chociaż wzajemnie sprzeczne. Jeden wskazuje bezpośrednio na Rumunię - ojciec narratora zostaje aresztowany i zesłany do obozu pracy przy budowie kanału Dunaj-Morze Czarne. Wiadomo, że ten rumuński kanał został wybudowany rękoma więźniów politycznych. Z drugiej jednak strony w pewnym momencie wspomniana jest wojna domowa. To z kolei wskazywałoby na rok 1956 na Węgrzech. Wprawdzie takie pojęcie też pojawia się w najnowszej historii Rumunii, ale dotyczy roku 1989, a uważne czytelniczki i tacy czytelnicy nie przeoczą informacji, że akcja toczy się w roku 1986, bo w jednym z rozdziałów mowa jest o zatajonym przez władzę wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Wprawdzie miejsce nie zostaje nazwane wprost, ale skojarzenie jest jednoznaczne. Czy autor celowo myli tropy, nie pisze konkretnie, chcąc stworzyć obraz uniwersalny? Czy może pojęcie wojna domowa to inwencja tłumaczki, wobec tego oczywistym jest, że miejsce akcji to Rumunia? 

Jeśli ktoś spodziewa się obrazu sielskiego dzieciństwa, bardzo się myli. To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to wszechobecna przemoc. Zaczyna się od opresji władzy wobec obywateli. Jak już wspomniałam, ojciec narratora za podpisanie jakiejś petycji zostaje aresztowany i zesłany do obozu pracy na budowę kanału Dunaj-Morze Czarne. Ani kilkunastoletni syn, ani jego matka, ani  ojciec, który był pierwszym sekretarzem partii w mieście i ma znajomości w kręgach władzy, nie mają od niego żadnych wiadomości. A wieści z tych obozów dochodzą straszne - to praca ponad siły. Czy żyje? Kiedy zostanie zwolniony? Nie sposób się dowiedzieć. Kiedy matka narratora spróbuje uzyskać jakieś informacje o mężu dzięki koneksjom teścia, który nie utrzymuje z nią kontaktów, i spotka się z jego znajomym nazywanym w książce ambasadorem, też zostanie przez niego potraktowana brutalnie. Bicie i fizyczne znęcanie się jest powszechnie stosowaną karą przez nauczycieli w szkole, ale też przez innych dorosłych wobec dzieci. I nikogo to nie dziwi. 

... Żelazna Pięść mnie nie uderzył, zgasił papierosa, potem palec wskazujący przyłożył do ust i syknął - pssst! Zamilkłem jednak dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem, że drugą rękę wkłada do kieszeni, wiedziałem, że zaraz wyjmie kastet i będzie po mnie, dobrze, jeśli skończy się na szpitalu ...

Okrutni wobec siebie są też koledzy narratora. To nie zwykłe bójki, to przemoc, która może doprowadzić do śmierci, a w wyniku jednej z zabaw, chociaż tę bitwę o piłkę i boisko trudno tak nazwać, o mało nie doszło do groźnego pożaru. Okrutni wobec siebie są także dorośli. Kiedy w sklepie skończą się pomarańcze, wybucha niezwykła agresja, która przeradza się w bijatykę, demolowanie sklepu, kradzieże i próbę linczu na bogu ducha winnej ekspedientce. Najbardziej jednak chyba przejmująca jest scena, kiedy w czasie nauki strzelania dziadek na oczach wnuka zabija kota. Ale wszechobecna jest też przemoc psychiczna. Dziadkowie narratora żyją jak pies z kotem, robotnicy kładący rury na boisku żartują sobie w okrutny sposób z narratora, twierdząc, że jego ojciec pracuje na tej budowie, a nie wrócił do domu, bo twarz ma pokrytą strasznymi bliznami po przejściu ciężkiej choroby, której nabawił się na budowie kanału. Takich przykładów jest o wiele więcej. Przemoc w tym strasznym świecie została znormalizowana i nikogo nie dziwi, nikt przeciwko niej nie protestuje i nie buntuje się. Przeciwnie, każdy przyjmuje ją jako coś zwyczajnego. 

Znormalizowane zostały też rozmaite oszustwa i kanty. Przynajmniej dwa razy dochodzi do sytuacji, że w zawodach szkolnych drużyn z góry wiadomo, która zwycięży. Nie ma się po co starać. Przeciwnie, najlepiej byłoby tak grać, aby nie zająć pierwszego miejsca. W razie czego wynik i tak zostanie sfałszowany.

... patrzyłem na usta komendantki i jak w zwolnionym tempie widziałem, że formułuje słowa, głos jednak do mnie nie docierał, tylko z ruchu warg odczytałem więc sześćdziesiąt trzy punkty, chciałem krzyknąć, że to nieprawda. To oszustwo, zdobyłem przecież komplet punktów ...

Bywa, że przerażenie miesza się z humorem. Trudno się nie uśmiechnąć, kiedy czyta się groteskowe opisy awantur czy bijatyk albo scenę, kiedy uczniowski wybryk może przerodzić się w akt sabotażu, jeśli tak zdecyduje nauczyciel.

... potem Żelazna Pięść schował wentyl, odwrócił się do mnie tyłem i udawał, że wygląda przez okno, następnie powiedział, że chyba wiem, co zrobiłem, że to nie był uczniowski kawał, tylko akcja sabotażowa, antypaństwowy sabotaż, i jak będzie chciał, to nie dość, że wyrzucą mnie ze szkoły, ale jeszcze trafię do domu poprawczego ...

Ale zaraz śmiech więźnie w krtani, bo jesteśmy świadkami jakiegoś pandemonium.

Drugim dojmującym wrażeniem z lektury jest samotność narratora. Pozornie wiedzie chłopackie życie. Spotkania z kolegami, gra w piłkę, jakieś zabawy, jakieś draki, ale głęboko odczuwa utratę ojca. Jego zdjęcie nosi w kieszeni, martwi się brakiem wiadomości. Nie znajduje jednak oparcia u dorosłych. Matka pochłonięta jest swoją rozpaczą i niemocą. W dodatku straciła pracę, bo jest przecież żoną wroga politycznego, więc dochodzi jeszcze jedna troska. Nie ma więc głowy, aby zajmować się uczuciami syna. Odnosiłam wrażenie, że czasem to on wchodził w rolę dorosłego, wyczuwając nastroje matki. Pocieszenia narrator nie znajdzie też u dziadków, których odwiedza bardzo rzadko. Zresztą o jakiej bliskości może być mowa, skoro do dziadka zwraca się towarzyszu sekretarzu. Towarzyszami są tu zresztą wszyscy, nauczyciele w szkole, trener w klubie, niemal każdy dorosły.

Straszny to świat, w którym królują przemoc, hipokryzja, strach i samotność. Świat, w którym lepiej udawać, że o pewnych sprawach się nie wie.

... wiedziałem, że są sprawy, o których nawet rozmawiać jest niebezpiecznie, na przykład, co się dokładnie działo podczas wojny domowej albo kto za ile potrafi załatwić mięso lub kawę, albo kogo i czym można przekupić, albo dlaczego pieprzonym zdrajcą ojczyzny jest pierwszy sekretarz partii i naczelny dowódca sił zbrojnych, albo kogo z naszych znajomych zabrali, czy też u kogo i dlaczego odbyła się rewizja.

Cieszę się, że odkryłam "Białego króla", chociaż gorzka to lektura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty