"Czerwone rękawiczki" Eginalda Schlattnera, czyli przygnębiająca wyprawa do powojennego Siedmiogrodu.

Właśnie skończyłam czytać drugą wydaną w Polsce powieść rumuńskiego pisarza

Eginalda Schlattnera. O pierwszej "Fortepian we mgle" (Czarne 2010), którą się zachwyciłam, pisałam jakiś czas temu. Dobra wiadomość jest taka, że "Fortepian" znalazł się w ścisłym finale (siedem książek) Angelusa (nagroda dla pisarzy z krajów Europy środkowo-wschodniej). Trzymam kciuki. Ale do rzeczy.

Schlattner to pisarz, który odkrył przede mną nieznany ląd: Siedmiogród, krainę zamieszkaną przez siedmiogrodzkich Sasów, czyli Niemców sprowadzanych na te ziemie przez królów węgierskich od XII wieku. To oni zbudowali tutaj siedem warownych miast, w których się osiedlili. Stąd nazwa Siedmiogród. "Czerwone rękawiczki" (Czarne 2004) są jego wcześniejszą powieścią, ale lepiej czytać te książki w kolejności, w jakiej ja to przypadkowo uczyniłam, ponieważ akcja "Fortepianu" obejmuje lata czterdzieste dwudziestego wieku (wspomnieniami bohaterowie sięgają też wcześniej), a zdarzenia opowiedziane w "Czerwonych rękawiczkach" to lata pięćdziesiąte. I chociaż każda z tych lektur to odrębny byt, w jakiś sposób uzupełniają się, kreśląc panoramę tego zakątka Europy i losów ludzi tam urodzonych. A to nie tylko siedmogrodzcy Sasi, ale i Węgrzy, Cyganie, Żydzi i wreszcie Rumuni.

Z góry uprzedzam: to nie jest wesoła powieść. I chociaż losy bohatreów "Fortepianu" też nie były różowe, to tamten świat tworzył swoistą mieszankę tego, co zwyczajne i fantastyczne, niezwykłe, magiczne. Nad wszystkim unosił się duch ludowych opowieści, legend, wierzeń i zabobonów. Obcowanie żywych z duchami zmarłych nie było tam niczym niezwykłym. Tu jest inaczej: magia pojawia się w zasadzie dopiero w zakończeniu powieści i jest dyskretną zapowiedzią tragedii, która ma nastąpić rok później. Ale akcja kończy się latem na rok przed  sygnalizowanym nieszczęściem i czytelnik nie dowie się, co to będzie, może się tylko domyślać. A i bez tego zdarzenia, o których mowa, są tragiczne i ponure. Większa część powieści rozgrywa się w areszcie Securitate. Aresztowanie, transport, pobyt w obrzydliwej celi, wlokące się miesiącami brutalne przesłuchania, wreszcie sfingowany proces o tym jest powieść Schlattnera. Te przygnębiające partie przetykane są wspomnieniami głównego bohatera (równocześnie narratora), Johannesa, dwudziestokilkuletniego studenta hydrologii, wcześniej teologii, zarazem początkującego pisarza. Dzięki nim poznajemy tragiczne losy jego rodziny i sąsiadów (utrata majątków, brutalne wysiedlenia, bieda, zsyłki do obozów pracy, aresztowania), życie studenckie, miłości, przyjaźnie, środowisko młodych literatów i przede wszystkim galerię barwnych, często dziwacznych, ludzkich charakterów. I mimo że świat, jaki wyłania się z tych wspomnień, jest też najczęściej ponury i tragiczny, jest światem w trakcie rozpadu, światem biedy, to jednak otacza go jakaś aura niezwykłości i pogody. Może dzięki barwnej ludzkiej mieszance typów i narodowości? Może dzięki egzotyce? A może dzięki niezwykłym historiom? Takie też są wspomnienia więźniów, którzy przewijają się przez celę głównego bohatera.

Ale istotą tej powieści jest Johannes, postawa, jaką przyjmuje  wobec rozpadu  swojego świata i powstawania świata nowego: komunistycznej tyranii. Mimo utraty dostatniego domu dzieciństwa, domu z kamiennymi lwami, i przymusowej przeprowadzki do szczurzego pałacu, w którym gnieżdżą się rodzice i rodzeństwo oraz narrator (no i oczywiście szczury), mimo dotkliwej biedy, ciągłego zagrożenia aresztowaniami lub wywózką, mimo panoszenia się nowej kasty panów, którzy przed wojną byli często parobkami, a teraz awansowali na rozmaitej maści dyrektorów, jakoś żyć trzeba. I Johannes, tak jak i inni, próbuje. Studiuje, pisze, prowadzi studenckie koło literackie, jeździ na wieczory autorskie, odbywa krajoznawcze wycieczki po okolicy, bawi sie, kocha. Ale to nie jest normalny świat, może dlatego od czasu do czasu chowa się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie poddaje się kuracji. Pobyt tam jest ucieczką i azylem. To, co najważniejsze i najtragiczniejsze zarazem, rozegra się jednak po aresztowaniu. Obserwujemy dwuletnie trwanie w areszcie. Strach, odarcie z godności, bezradność, nadzieję, że to tylko nieporozumienie, rezygnację, próbę ocalenia człowieczeństwa, przesłuchania, odmawianie współpracy (przyznania się do wyimaginowanej winy i oskarżenia innych), aż wreszcie poddanie się i zdradę. Dlaczego zdradza? Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. Może złamały go brutalne, długie przesłuchania, które w końcu odbywały się o różnych porach dnia i nocy. Może zorientował się, że opór nie ma sensu, bo prześladowcy  wiedzą wszystko. Może chęć ocalenia starszego brata i studentów należących do koła literackiego (nie chodzi o kilka osób, ale o kilkadziesiąt). Może doszedł do wniosku, że nie ma odwrotu od świata, który powstaje, więc postanowił w niego uwierzyć. A może wreszczie zadecydowało stworzone przez oprawców przekonanie, że aresztowani zostali wszyscy: najbliższa rodzina, dalsi krewni, przyjaciele, znajomi. Trudno go oskarżać, trzeba próbować zrozumieć.

Ale dla mnie najsmutniejsze jest to, co następuje, kiedy wreszcie po ponad dwóch latach wychodzi na wolność. Wraca do świata, który jeszcze bardziej się zmienił, chociaż wydawałoby się, że to juz niemożliwe. Wielu znajomych nadal siedzi w więzieniach, inni skończyli studia i wyjechali, dziewczyny powychodziły za mąż lub mają narzeczonych. Symbolicznym znakiem tych zmian jest kolejna przymusowa przeprowadzka rodziny Johannesa. To już nie szczurzy pałac, ale jeszcze gorsze miejsce. W tym świecie, choć na powrót wolny, jest samotny. To groza wolności. Wielu się go boi, wszak przechrzcił się na komunizm i może donosić, innych  nie ma. On sam woli unikać ludzi, nie chce nic wiedzieć w obawie przed kolejnymi przesłuchaniami. Trwa przy nim tylko rodzina, szczególnie młodsza siostra. Nie należy już do starego świata, ale nowy, dla którego zdradził, też wcale go nie chce. Nie może wrócić na studia, wydawać książek, nie może znaleźć żadnej pracy. Na ulicach ciągle spotyka swoich prześladowców, wszak mieszkają w tym samym mieście. Strach pozostał. Najgorsza jest wszechogarniająca beznadzieja, myśl, że nic się nie zmieni. jak sam mówi: "Kto jest tam (...), może jeszcze mieć nadzieję. Kto jest tutaj, nie." Wreszcie przychodzi poczucie winy. Aby wrócić do świata, aby odzyskać godność, musi się oczyścić, znaleźć sens w bezsensie. I w końcu próbuje. Odrodzenie może przyjść dzięki wierze i miłości (także miłości bliźniego). To znajomy pastor i prawosławna mniszka, ciotka przyjaciółki, próbują mu pomóc. Nie potępiają, ale i nie usprawiedliwiają, po prostu wskazują drogę. Przełożona mówi: "...przeszłości nie można cofnąć, ale można ją odkupić." Czy tak się stanie?  Rozstajemy się z nim, kiedy ten proces jeszcze trwa. Co będzie dalej, nie wiemy. Symboliczna, oczyszczająca nocna kąpiel w ciepłych, czystych wodach Aluty kończy się zaplątaniem w odpady spływające potokiem z miejskiej rzeźni. Taki jest opisywany świat Siedmiogrodu: z jednej strony ciepły i tajemniczy, jak nocna rzeka, z drugiej strony obrzydliwy jak zwierzęce flaki, które do niej wpadają. Pociechę mogą nieść słowa ojca: "Wszystko przechodzi i wszystko mija, po każdym grudniu maj kwiaty rozwija."

Kończę, jak zawsze z niedosytem, ze świadomością, że uchyliłam zaledwie rąbka z bogactwa tej książki. Świat w niej pokazany wymyka się wszelkim schematom, jest skomplikowany i pokręcony. Nic nie jest czarne, nic nie jest białe. Wszak siedmiogrodzcy Sasi, prześladowani przez rumuńskich komunistów, mają za sobą przymierze z Hitlerem, a niektórzy nadal tamte czasy wspominają z sentymentem. Podobnie w więzieniu. Los więźniów jest okropny, ale strażników wydaje się jeszcze gorszy. Więzień ma nadzieję, że jego los się odmieni, los strażnika samotnie, beznadziejnie snującego się po pustych korytarzach więzienia Securitate nie zmieni się nigdy.

Kto jest ciekaw innego świata, kto lubi pochylić się nad poplątanymi ludzkimi losami, kto nie boi się długiej, partiami przygnębiajacej powieści, powinien sięgnąć po "Czerwone rękawiczki" Schlattnera.

P.S.

Już po ukończeniu tego wpisu znalazłam na stronach Domu Norymberskiego w Krakowie wywiad z autorem, który gościł po wydaniu "Czerwonych rękawiczek" (a więc kilka lat temu) w Polsce. Smutny i krzepiący zarazem. (Ta powieść w dużym stopniu jest odbiciem losów pisarza.)       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty